Paryż i Maisons-Laffitte Marka Hłaski

Choć przypadająca na rok 1958 trajektoria paryskiego epizodu autora Pięknych dwudziestoletnich pod pewnymi względami wpisuje się w paradygmatyczny casus emigranta popaździernikowego, to równocześnie przeczy ukonstytuowanej wokół niego narracji. Niewielka, spokojna i dość zamożna miejscowość Maisons-Laffitte, gdzie – podobnie jak wielu innych polskich artystów i przejezdnych tego okresu – mieszkał Hłasko, to miejsce, którego rytm i obyczajowość nie odzwierciedlają metropolitarnego stylu życia. Przypadek Marka Hłaski zasługuje na szczególną uwagę, gdyż niedostosowanie pisarza do norm życia mikrospołeczności skupionej wokół Jerzego Giedroycia uwyraźnia niektóre z niepisanych reguł obowiązujących w Instytucie Literackim i współtworzących charakterystyczny dlań genius loci.
Z jednej strony paryskie doświadczenia Hłaski pokazują mniej fasadową, niekiedy wręcz mroczną stronę życia codziennego w stolicy Francji końca lat 50.:

[…] o tym myślałem wtedy, włócząc się ulicami Paryża. […] To życie, które widziałem dookoła siebie, było mi obce; obce były mi tłumy na Polach Elizejskich; obcy był stary Algierczyk, którego masakrę widziałem; obcymi ludźmi byli dla mnie Polacy spotykani tutaj i tłumaczący mi, iż my tam, za żelazną kurtyną, zmarnowaliśmy wszystkie nasze szanse. Wszystko, co wtedy czytałem, nie sprawiało na mnie wrażenia; filmy, które oglądałem w Paryżu, odbierałem zupełnie inaczej od filmów oglądanych w Warszawie; na wystawach malarzy abstrakcjonistów nudziłem się jak pies; a w Warszawie przed każdym bohomazem popadaliśmy w zamyślenie, patrząc na obrazy Buffeta, myślałem o wystawie, która odbyła się w roku pięćdziesiątym piątym w Arsenale.

(Piękni dwudziestoletni)

Co więcej, bardziej od inteligenckich kawiarni i rozlicznych atrakcji kulturalnych interesowały pisarza ,,lokale rozrywkowe”, czyli nieco szemrane bary, co potwierdza niniejszy fragment:

Wreszcie, po latach badań i starań, udało mi się wypełnić tę tak bolesną w mym życiu pustkę; odkryłem lokal La Bohème w Paryżu przy rue de L’Odessa.

(Piękni dwudziestoletni)

Hłasko bez wątpienia wpisywał topografię miasta w rozleglejszą siatkę składającą się z odwiedzanych przez siebie barów europejskich, izraelskich, amerykańskich – dokonywał klasyfikacji poszczególnych „przybytków” i to za ich pomocą charakteryzował kulturę danego miejsca, a często wręcz kraju.
Upodobanie do tego rodzaju miejsc wynikało jednak wprost z dynamiki pobytów pisarza w Paryżu: nierzadko spędzał noce w lokalach rozrywkowych, nad ranem wracał do siedziby Instytutu, zaś jego dzienne życie towarzyskie przybierało odmienny kształt jedynie podczas odwiedzin Sonji, która mieszkała w luksusowych hotelach, w drogich dzielnicach (zwłaszcza w „Ósemce”); wizyty w kawiarni na Polach Elizejskich miały zatem wyraźnie odświętny, wyjątkowy charakter. Nieuprzywilejowana pozycja pisarza wpływała również na jego pole percepcji, Hłasko widział więc to, czego inni nie dostrzegali lub nie chcieli dostrzegać, a co było wówczas rzadkim przedmiotem opisu literackiego, chociażby przemoc na tle kolonialno-rasowym, związaną z sytuacją kraju uczestniczącego w wojnie kolonialnej i pogrążonego w głębokim kryzysie politycznym:

Trafiłem na fatalny okres; Francja, przedmiot admiracji ze strony Polaków, symbol wolności i demokracji, przeżywała wtedy ciężki okres; co chwila zmieniali się premierzy rządu; Pola Elizejskie obstawione były oddziałami policji i wojska, przypominając mi Aleje Ujazdowskie z roku tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego; co chwila zatrzymywano mnie na ulicach i legitymowano; innego znów dnia strajkowali policjanci. Pamiętam, jak siedząc kiedyś na Gare St. Lazare i czekając na pierwszy poranny pociąg idący do Maisons-Laffitte, widziałem dwóch młodych policjantów znęcających się nad starym Algierczykiem; oni mieli po dwadzieścia parę lat; on musiał mieć około siedemdziesiątki. Bili go po twarzy, śmiejąc się i dowcipkując; stary nie bronił się nawet, a raczej nadstawiał twarz do uderzania.

(Piękni dwudziestoletni)

Z drugiej strony Hłasko uchodził za najtrudniejszego w obyciu lokatora Instytutu, nadto ,,regularnie nadużywającego cierpliwości gospodarzy”. Działo się tak z powodu chęci zachowania przezeń życiowej niezależności, poniekąd kosztem komfortu domowników. W domu redaktora panowały bowiem określony rytm i obyczaje kontynuujące (z niezbędnymi przekształceniami) ziemiańsko-inteligencki wzorzec, od którego odcinał się pisarz wracający do Instytutu już po nocnych eskapadach. Paradoks „paryskiego Hłaski” wiązałby się właśnie ze wspomnianym podwójnym usytuowaniem młodego i sprzeciwiającego się przejawom konformizmu autora, który za sprawą emigracji znalazł się (choć niejako też ,,został wrzucony”) w niewygodnym dla siebie kontekście obyczajowym, na wskroś różnym od stołecznego (także warszawskiego). Podczas pobytu w Paryżu nieznający języka francuskiego i przez to nieco odizolowany Hłasko niewiele pisał, sporo pił, dryfował między intensywnym knajpianym życiem nocnym w stolicy a specyficznym podmiejskim falansterem, którego rytmowi nie potrafił i nie chciał się podporządkować; równocześnie nie przestawał obserwować i literacko transponować otaczającej go rzeczywistości. Doświadczany przez pisarza na przemian z ,,lafitem” Paryż byłby zatem nie tyle kulturalną stolicą świata, ile dziwnym warszawskim powidokiem, a być może także niespełnioną obietnicą.

(CZ)