Paradyz
Paradyz prezentował styl modern w stanie ruiny. To znaczy architektonicznie i w wystroju nadążał za standardem światowym, lecz przypominał zarazem ruinę tuż przed zawaleniem. Taki był zresztą styl całego państwa.
(Mała apokalipsa)
Paradyz, w którym spotykają się bohaterowie Małej apokalipsy, to dawny dansing Paradis, a po uspołecznieniu – restauracja Melodia, która choć mieściła się w autentycznych, przedwojennych wnętrzach przy Nowym Świecie 3, w coraz mniejszym stopniu przypominała lokal z czasów jego świetności. Zanim jednak stał się on synonimem upadku, był supernowoczesnym, eleganckim dansingiem.
Powstał w 1937 roku w budynku zaprojektowanym przez Jerzego Gelbarda i Romana Sigalina – we frontowej kamienicy dostawionej do czteropiętrowej oficyny Banku Handlowego i Abrama Wachsmachera. Kamienica zachowała się do naszych czasów. Utrzymana jest w formach wczesnego funkcjonalizmu – co więcej, według Jarosława Zielińskiego, to jeden z pierwszych przykładów luksusowej kamienicy śródmiejskiej utrzymanej w stylistyce funkcjonalizmu, a także najwcześniejszy spośród zidentyfikowanych, oryginalny projekt spółki Gelbarda i Sigalina.
Ultranowoczesna architektura kontrastowała z zabytkami i historyzującymi rekonstrukcjami Nowego Światu. Projekt rzeczywiście wprowadzał wyjątkowo nowoczesne rozwiązania architektoniczne. Kawiarnia mieściła się na parterze, ale wydawało się, że na antresoli, ponieważ sala dansingowa położona w podziemiach była widoczna przez wielkie wycięcie w podłodze. Eliptyczny otwór, łączący w całość obie kondygnacje, stanowił istotę kompozycji wnętrza. Pomiędzy dwoma filarami znajdowało się podium dla orkiestry, powyżej bardzo nowoczesne plafony świetlne. Wnętrze było luksusowe, wykończone marmurowymi i boazeryjnymi okładzinami ściennymi.
W międzywojennej Warszawie Paradis był jednym z najbardziej eleganckich lokali. Grały orkiestry: Juliana Fronta, Artura Golda i Jerzego Petersburskiego oraz Mieczysława Janicza. Występowały tancerki: Lorna Blackburn, Sonia von Albana, Sonia Milska. Tu śpiewała Wiera Gran. W powojennej Melodii gościnnie występował jeszcze co prawda polityczny Kabaret pod Egidą, ale w atmosferze wyczuwało się już powiew nadchodzących zmian – ostateczny upadek lokalu nastąpił wraz ze stanem wojennym.
***
Do lokalu wchodziło się przez dwuskrzydłowe, przeszklone drzwi – w Małej apokalipsie akurat wybite. Bohater dociera do Paradyzu z nadzieją na zjedzenie obiadu. Najpierw jednak zostaje wciągnięty do ukrytej, piwnicznej sali, a tam – obszukany, przesłuchany, pobity. Wychodząc z sali korytarzem koło ustępów – słysząc w oddali kilka taktów Prokofiewa oraz łoskoty, „jakby ktoś przebijał się kanałami” – płaci za brutalne przesłuchanie tysiąc złotych babci klozetowej, która okazuje się studentką filozofii o imieniu Zofia, odbywającą w ten sposób praktyki. Paradyz stanowi ponadto schronienie dla demonstrantów, a także funkcjonariuszy SB dyskutujących o literaturze i działaczy partyjnych odgrywających role wariatów.
Paradyz stanowi mikrokosmos Warszawy – miasta w fazie schyłkowej:
Ściany spękane, rdzewiejące złocenia, zdefektowane mrugające oświetlenie. Nowoczesność umierająca na zawał.
(Mała apokalipsa)
Ruiny – jako ślady nieobecnego – boleśnie przypominają o minionych czasach świetności. Wszystko skarlałe, zmarniałe, pozbawione znaczenia – śmiesznie mała jest nawet apokalipsa.
Bohater spotyka w końcu Kolkę Nachałowa, który zaprasza go do swojego stolika, zgodnie z tym, co wcześniej zapowiadał, krążąc po Warszawie:
Jakbyś miał kłopot, zawsze znajdziesz mnie w Paradyzie.
(Mała apokalipsa)
Piją wódkę, a potem, przy dźwiękach Dubinuszki śpiewanej przez kucharzy, zmierzają do podziemi – bo to właśnie w podziemiach Paradyzu znajduje się tajne przejście do Domu Partii.
(MM)