Plac Trzech Krzyży

"O 12, w drodze do Czytelnika, musiał być pod Instytutem Głuchoniemych na placu Trzech Krzyży, żeby wysłuchać hejnału". Plac Trzech Krzyży. W głębi widoczny Instytut Głuchoniemych. Fot. Marcin Gołąb, 2017.

„O 12, w drodze do Czytelnika, musiał być pod Instytutem Głuchoniemych na placu Trzech Krzyży, żeby wysłuchać hejnału”. Plac Trzech Krzyży. W głębi widoczny Instytut Głuchoniemych. Fot. Marcin Gołąb, 2017 r.

O codziennych rytuałach Konwickiego pisze w tomie „Ułamek błękitu i chmur” Marta Bukowiecka, przywołując scenę zapisaną w wywiadzie Przemysława Kanieckiego ze spaceru ulicą Nowy Świat:

Ciąg dość dramatycznych epizodów: bieg przez jedne pasy, przez kolejne, w tym między samochodami, na rondzie korek, klaksony, piski hamulców, tłok na chodnikach.

Przechodzimy, tu. Szybciej, szybciej!

Widzę, że się spieszymy.

(patrzy na zegarek, zaciera ręce) Będzie zaliczone, straszna ulga. Dziś od rana tylko tym się gryzłem, że przez pana – ponieważ jestem dobrze wychowany, więc będę siedział, siedział w tej kawiarni – stracę hejnał.

A co to za hejnał jest?

To jest chyba Pierwsza brygada.

O kurczę.

Początek.

Przy placu Trzech Krzyży, tam w Instytucie Głuchoniemych?

Tak, nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego głuchoniemi wybrali Pierwszą brygadę, ale wybrali.

(W pośpiechu)

Bukowiecka interpretuje to mikrozdarzenie:

„W tej silnej potrzebie wysłuchania hejnału nie chodzi ani o sentyment Konwickiego do Pierwszej brygady, ani o jego związek z Instytutem Głuchoniemych, tylko o charakter tego mikrozdarzenia, które przez swoją cykliczność, przewidywalność, powtarzalność (hejnał, jak to hejnał, jest odtwarzany co dzień o tej samej porze) i pewną nadzwyczajność, chwilową odświętność, odmienianie dźwiękowej sfery miasta – pozwala utrwalić codzienny rytuał”.

(MM)