Skarpa wiślana
Od wschodu niewielki obszar warszawskiego mikroświata Konwickiego, „wykrojonego z warszawskiej metropolii”, o którym pisze Marta Bukowiecka w tomie „Ułamek błękitu i chmur” i którego centrum stanowiło mieszkanie przy ulicy Górskiego, zamyka skarpa wiślana.

Przebieg skarpy warszawskiej. Źródło: Wikimedia Commons, autor: Gwiazda
Praktyki przestrzenne Konwickiego: trasa regularnych spacerów, codzienne poruszanie się po bardzo wąskiej, oswojonej okolicy, stanowiącej tylko mały skrawek miasta, dowodzą, że w Warszawie pisarz zawsze pozostawał, jak sam zresztą przyznawał, kimś obcym i wyobcowanym:
[…] zawsze czułem się tutaj, w nowej ojczyźnie – Warszawie, jakoś trochę cudzoziemcem. Czułem się cudzoziemcem w zakresie myśli, upodobań, miar estetycznych i duchowych sympatii.
(Kalendarz i klepsydra)
Konwicki jeszcze w 2011 roku, w rozmowie z Przemysławem Kanieckim, nazywał siebie – przytaczając słowa Kazimierza Kutza – emigrantem, odbieranym przez otoczenie jako ktoś obcy, chociaż był przecież pisarzem z gruntu warszawskim i poświęcającym stolicy sporo miejsca w swojej twórczości. Sam tak wyjaśnia ten paradoks:
Mnie się wydawało, że może w jakiś sposób troszkę spowoduję, minimalne chociażby, zainteresowanie tym miastem. O to mnie chodziło. […] usiłowałem wyeksponować to miasto dziwne, ciekawe, tragiczne, niesamowite.
Co się w tym kryje. W tym się kryje może moja wdzięczność za to, że to miasto, miasto nieboszczyk, miasto trup, jak się tu zjawiłem, przyjęło mnie. Przyjęło mnie do tego stopnia, że będąc takim opisywaczem Warszawy trochę dwuznacznym, w końcu (puszczając dymek) dostałem Nagrodę Literacką Miasta Stołecznego Warszawy.
W tej samej rozmowie z Kanieckim pisarz przyznawał również, że z czasem zaczął dostrzegać zalety miasta, powoli je oswajać:
Nawet powiem rzecz ryzykowną: że pewna brzydota w Warszawie jest piękna. Nie jest to miasto wypieszczone, jest to miasto ginące i odradzające się w strasznych okolicznościach. To powoduje, że Warszawa jest ciekawa. Na przykład niewątpliwie atrakcją Warszawy są niesamowite perspektywy. Gdzie pan spojrzy, w jakąś ulicę – prawdziwa kotłowanina domów, jakichś zakrętów, jakichś nieoczekiwanych rzeczy, które człowiek widzi. Ja tutaj, gdzie mieszkam, tak chodzę i patrzę: ładnie, tak, sympatyczne miasto. […] Ale Warszawa – taki zawsze byłem chłodny wobec tego miasta, teraz widzę zalety.
(W pośpiechu)
(AK)