Przejścia podziemne
Niejeden badacz twórczości Konwickiego zdiagnozował u niego swoisty rodzaj klaustrofilii. Sam autor, odpowiadając na pytania o zastanawiająco wysoką częstotliwość, z jaką umieszcza swoich bohaterów w przejściach, tunelach, korytarzach, podziemiach, odwoływał się do klaustrofobicznego urazu z dzieciństwa, nasilającego się, gdy matka po śmierci ojca zostawiała go na całe dnie zamkniętego w domu. Przyznawał się do fascynacji zamkami, lochami, tajemniczymi przejściami, która przekładała się na sposób, w jaki kreował przestrzeń Warszawy. Warszawska przestrzeń, w przeciwieństwie do pejzaży Wileńszczyzny, jest u Konwickiego zamknięta i labiryntowa, najczęściej zdemolowana, zdegradowana:
Mój nowy świat, wielki świat Europy, kiedy przyjechałem tu z rodzinnej Wileńszczyzny, to było kilkanaście podziurawionych przez kule gmachów i ogromna masa suteren, piwnic, walących się składzików, pieczar czarnych od sadzy, tuneli śmierdzących rozkładającymi się trupami.
(Nowy Świat i okolice)
Wraz z odchodzeniem autora od ideologii partii komunistycznej obraz stolicy staje się coraz agresywniejszy politycznie. Konwicki zaczyna tworzyć rewers oficjalnego obrazu miasta, propagowanego przez władzę, przez powieściowe kreowanie przestrzeni podziemnych. Plany miasta podziemnego stają się stanowczo i śmiało kontrdyskursywne.
Jedym z najbardziej znanych motywów podziemnych – prawdopodobnie w polskiej literaturze w ogóle – jest tajemne przejście z lokalu Paradyz przy Nowym Świecie 3 do Domu Partii opisane w Małej apokalipsie. Motyw przeniknął do świadomości społecznej, stał się ważną legendą miejską. Sam Konwicki utrzymywał, że małoapokaliptyczna przestrzeń Warszawy jest realistyczna: że po ukazaniu się powieści przez osiem miesięcy ulica była rozkopana, bo poprawiano tajne przejście.
Opisuję Warszawą taką, jaka jest w rzeczywistości. Jest to miasto ulic donikąd; miasto-kaleka, pełne nor, przejść i melin, w których siedzą pijacy i narkomani.
(Pół wieku czyśćca)
To tam, w kuchni Paradyzu, pułkownik-kucharz, śpiewając Dubinuszkę (do odsłuchania powyżej), otwiera ukryte, metalowe drzwi i prowadzi bohaterów do lochów pod gmachem KC. „Wycieczka do piekła” ukazuje wspaniałe wnętrza z marmurowymi ścianami (w których pęknięcia zostały starannie zakitowane) i ciężkimi, złotymi żyrandolami. W podziemnej sali bankietowej, na podium, ustawiono insygnia koronacyjne królów polskich, a stoły obficie zastawiono: przygotowano ogromnego jesiotra, naszykowano kawior czerwony i czarny, staropolskie szynki, polędwice, schaby, kiełbasy litewskie. To tajny bankiet dla najwyższego kierownictwa:
Sanktuarium. Arka przymierza. Przymierza między partią-królewną i partią-służką.
(Mała apokalipsa)
Splątane korytarze nie stają się jednak mitycznym miejscem inicjacji i wtajemniczenia, podziemna wędrówka nie umożliwia żadnej wewnętrznej przemiany bohaterów, droga wcale nie prowadzi do poznania i prawdy. Ostatecznie nieproszeni goście sieją spustoszenie, ucztują w duchu bachtinowskiego karnawału i tańczą tango:
Ostatni Petroniusze ostatniej chwili konającego tysiąclecia.
(Mała apokalipsa)
Małoapokaliptyczny świat nie jest jedynym podziemnym światem wykreowanym przez Konwickiego. Sławne stało się zwłaszcza tajemne przejście z tunelu dworca Śródmieście do podziemi Pałacu opisane we Wniebowstąpieniu. Autor przekonywał w wywiadach, że po ukazaniu się powieści dzwonił do niego pracownik służb specjalnych, wypytując o plany, z których korzystał podczas pisania książki. Samo przejście do dziś pobudza wyobraźnię zwolenników urban exploration.
Pod nami całe drugie miasto.
(Rzeka podziemna, podziemne ptaki)
„Całe drugie miasto” pojawia się też w Rzece podziemnej, podziemnych ptakach. Kiedy dozorca Zdzicho zastukał rządowym łomem w podłogę,
odezwało się z głębi przepastnej stłumione echo dudnienia jak z klatki piersiowej baśniowego olbrzyma […] – Cicho. Sza. Sztab Układu Warszawskiego. Główne Dowództwo. Ja tego nie mówiłem. Cicho. Ani słowa.
(Rzeka podziemna, podziemne ptaki)
W Rzece podziemnej miasto ma charakter labiryntu; jego zabudowa nie do końca różni się od świata podziemnego – to miasto ciemnych uliczek, tajemnych, nieoczekiwanych przejść, miasto, które nie prowadzi prostymi ścieżkami. Pełne, jak pisała Bernadetta Żynis, „cywilizacyjnych rojstów”, pochłania bohaterów. System przechodnich bram i prześwitów może się okazać potrzaskiem dla uciekającego przed milicją bohatera, ale może go też uratować – tak jak pomaga mu w ucieczce klatka schodowa z drugim wyjściem na Marszałkowską. Szukając kryjówki, korzysta z rozmaitych przejść i połączeń – im ciaśniejszych, tym lepszych:
Tu było bezpieczniej, między filarami obsikanymi przez ludzi i psy.
(Rzeka podziemna, podziemne ptaki)
Mroczne, pełne zaułków miasto może być mu przychylne i dać schronienie. Z praktycznym wymiarem przestrzeni u Konwickiego paradoksalnie wiążą się jednak znaczące ograniczenia. Celnie pisała o tym Żynis: „Budowanie oznacza w prozie Konwickiego tworzenie przestrzeni praktycznej, użytkowej i użytecznej (też w wymiarze podziemnych korytarzy, schronów i przejść), ale tym samym bardzo ograniczonej, z trudnością spełniającej swoje podstawowe zadania. Przestrzeń nie jest do zamieszkania, jest do p r z e j ś c i a.
(MM)