Kolonia Wileńska Górna
Kronika wypadków miłosnych Tadeusza Konwickiego rozpoczyna się w pociągu, w „monotonnym kołysaniu”, które w ekranizacji z roku 1985 (napisanej przez Konwickiego, wyreżyserowanej przez Wajdę) zamieni się w pęd. Także w Rzece podziemnej, podziemnych ptakach, myśl narratora już na pierwszych stronach odnajduje drogę, która biegnie wzdłuż linii kolejowej, i chwilę później
wchodzę na tory, idę po podkładach. Powietrze filuje nad rozgrzanymi szynami przykrytymi cieniutką, rudawą rdzą. Może w tej chwili wyruszył pociąg z miasta i ja mu ustąpię drogi, zejdę na ścieżkę pełną szutru splamionego smarami. Pociąg przetoczy się nade mną, a ja będę wypatrywał w oknach moich bliskich, znajomych albo raz kiedyś spotkanych przypadkowo i na zawsze zapamiętanych.
[…] Przeskakuję z podkładu na podkład. Staram się iść rytmicznie, jak to zapamiętałem z dzieciństwa swego albo tych ludzi, z którymi przeżyłem tysiące ich żywotów.
[…] Już jestem blisko. Widzę stacyjkę i żwirowane perony. Po bokach, w cieniu szpalerów świerczków równo przyciętych jak zielona droga, w tych cieniach smolistych bielą sie brzozowe krzyże na mogiłach samobójców i nieznanych żołnierzy z zapomnianych wojen.
Wstępuję na chwilę w mrok wiaty przystanku kolejowego. Na ścianach z grubych desek pomalowanych na pistacjowy kolor pokolenia uczniów dojeżdżających do miasta wyrzezały niezmierzoną ilośc hieroglifów miłości, cały firmament rozpaczy, nadziei i wzniosłej ekstazy miłosnej. Szukam mego znaku. Szukam i nie znajduję. Może go wyciąłem na innej stacyjce i w innej egzystencji.
(Rzeka podziemna, podziemne ptaki)
To wspomnienie młodzieńczego doświadczenia, wspólnego być może wszystkim dzieciom prowincji kursującym codziennie między wsią a miastem (przeciwieństwo egzystencji nie tyle nawet miejskiej, ile śródmiejskiej, którą wieść będzie dorosły pisarz w Warszawie, nie licząc podróży związanych z twórczością filmową). Bardzo sensualnego opisu tego doświadczenia dostarcza rozmowa artysty z Katarzyną Bielas i Jackiem Szczerbą:
Moje dźwięki to na przykład pociągi. Wychowywałem się sto pięćdziesiąt metrów od torów kolejowych. Pociąg był dla mnie nie tylko środkiem transportu, także sygnałem świata, który gdzieś istnieje i którego nie znam. Pociąg należał do naszego życia – stale przecież jeździłem, dojeżdżałem do gimnazjum pociągiem. Stąd w mojej głowie te wszystkie odgłosy: pociągu, który toczy się żwawo, trochę z góry, i pociągu, który zaczyna się męczyć, szczególnie towarowy, kiedy jedzie do Wilna i trochę jest mu pod górę, więc sapie. To były także gwizdy, na ogół pociągi gwizdały w określonych miejscach, czasem zagwizdały rozpaczliwie z niewiadomego powodu, co wprowadzało nastrój jakiegoś niepokoju.
(Pamiętam, że było gorąco)
„Schrypnięty krzyk lokomotywy” jest też jednym z pierwszych dźwięków, jakie dochodzą do uszu Piotrusia, bohatera baśniowego Zwierzoczłekoupiora. Chłopiec podróżuje w czasie do fantastycznego świata, który z czasem okazuje się fantazją na temat dzieciństwa jego ojca – nader zbieżną ze wspomnieniami samego autora. Tu pociąg jest pierwszym sygnałem ostentatycyjnej fikcyjności świata przedstawionego:
Zza czerwonych dachów osady wytoczył się znowu kłąb dymu. To pociąg po krótkim postoju ruszał w dalszą drogę. Ale był to dziwny pociąg, jakiego nie znałem. Przypominał trochę kolej ze starych obrazków z książek dla młodzieży.
(Zwierzoczłekoupiór)
Dla Kolonii Wileńskiej (wówczas miejscowości odległej od Wilna o pięć kilometrów) poprowadzenie drogi żelaznej było wydarzeniem fundującym: spółdzielnia, która zainicjowała tam w 1908 roku budowanie nowoczesnego osiedla odwołującego się do idei miasta ogrodu, była spółdzielnią kolejarzy.
W broszurce wydanej na dwudziestopięciolecie Towarzystwa „Wileńska Kolonia Kolejowa” osiedle nazwane zostaje „podwileńską Szwajcarią”. „Tam zresztą siedziała cała wierchuszka rządowo-sanacyjna, nie tylko wileńska”, będzie Konwicki opowiadał po latach Stanisławowi Beresiowi, chociaż „zubożali i spauperyzowani byli zarówno na górze, jak i na dole w Kolonii Wileńskiej […]. Górna była nowsza, bo budowali się tam na ogół ludzie z gotówką”. W dziecięcej wojnie pomiędzy „Góralami” a „Doliniarzami”, dwiema bandami chłopięcymi z powieści Dziura w niebie, kibicujemy, oczywiście, mimo wszystko biedniejszym „Doliniarzom”.
– Sami tylko popatrzcie: jeden syn asesora na kolei, drugi – syn przodownika, trzeci – syn kapitana, a wy co, łachudry?
– Ale ty jesteś syn hycla.
Strupel aż podskoczył.
– Kto to powiedział? […] Mój ojciec jest masarzem i wszyscy to wiedzą.
– Ale w szkole napisali: rzeźnik – powiedział życzliwie Kajaki.
– To było w zeszłym roku. Teraz jest masarzem, fakt.
– No bo ludzie prawią, że dodaje trochę kotów, trochę psów – mówił pokornie Kajaki […] – My w to nie wierzymy.
(Dziura w niebie)
Tyle wojny-zabawy, bo potem wybucha prawdziwa wojna. Pociągi nie są już radosnym sygnałem dalekiego świata. Przyszły pisarz pracuje jako robotnik na torach, ale nie tylko. W Kalendarzu i klepsydrze napisze tak:
[…] uprawiałem proceder, do którego trochę nijako mi się przyznać. Okradałem po prostu niemieckie transporty kolejowe. Rzecz szczególna, nie czynili tego dorośli. […] Uchodziła ona jakoś, ale bez aprobaty, tylko wyrostkom takim jak ja.
(Kalendarz i klepsydra)
Stacyjka Kolonii Wileńskiej (jej szkice znajdujemy na kartach Nowego Światu i okolic) znajdowała się na wzniesieniu; chłopcy, których głównym celem były ładunki węgla, wskakiwali do wagonów w momencie, kiedy pociąg jechał najwolniej tuż przed szczytem wzgórza.
Gorzej było po dokonaniu niegodziwego uczynku. Kiedy już nakradliśmy się, ile się dało, pociąg mijał krytyczny punkt i siłą ciążenia zaczynał lecieć na łeb, na szyję w stronę Wilna albo Nowej Wilejki. Skok przy takiej szybkości stanowił poważne ryzyko. Wobec tego wpadliśmy na sposób, żeby zmniejszać samemu jego szybkość. Po prostu otwieraliśmy między buforami wagonów kran od pneumatycznych przewodów hamulcowych. Pociąg zaraz zwalniał, często w ogóle stawał z zablokowanymi hamulcami, a my wialiśmy zakosami jak zające […]. Smutny był potem widok, kiedy niemiecki maszynista, przeklinając ile wlezie, szedł na czworakach wzdłuż kolosalnego pociągu i długim młotkiem opukiwał koła, żeby znaleźć te zablokowane.
(Kalendarz i klepsydra)
(KC)