Paryż

Osiemnastoletni Leopold Tyrmand spędził w Paryżu rok akademicki poprzedzający wybuch drugiej wojny światowej. W 1938 roku podążając za marzeniami opuścił rodzinną Warszawę by podjąć studia na prestiżowej Akademii Sztuki Pięknych (fr. École des Beaux Arts) na wydziale architektury i zamieszkać w Dzielnicy Łacińskiej, czyli ówczesnym  centrum kulturalnej stolicy Europy.

16237777_10154769513060336_827098884_n

16237960_10154769476480336_570791112_n 16244200_10154769618655336_28909984_n

La Cité internationale universitaire de Paris / Montagne Sainte Geneviève. Fot. Clara Zgoła, 2016 r.

W tym miejscu rozwinął się we wspomnianym okresie między innymi francuski, swingujący jazz, a także egzystencjalizm. Istotnie, młody Tyrmand znalazł się w idealnym dla siebie i stymulującym środowisku, z którego czerpał inspiracje, po latach zaś powracał do tego okresu z niesłabnącą euforią:

Gdy piszę, teraz, z głośnika snuje się jak na urągowisko Music maestro, please… To te czasy, kiedy jadłem fryty z torby na rogu Boul Mich’u  i Rue Soufflot i przy jednej kawie siedziałem trzy godziny u Capoulade’a. Wydało mi się wtedy, że jestem silny, że zrobię z życiem, co uważam za słuszne, że nie dopuszczę, by życie zrobiło ze mną, co robi zazwyczaj z innymi, że tak będzie aż do późnej starości, gdy można już nie być silnym. Music maestro, please… prosimy do tańca z życiem, jak najszybciej na parkiet świata! Wiosna 1939, Paryż, koszykówka, Hot Club de France, architektura, pierwsze filmy Jean-Louis Barraulta, pływalnia w Cité Universitaire, tor wyścigowy w Saint-Cloud, koncert Duke Ellingtona w Palais Chaillot, dziewczęta, przyjaciele  ̶  Gary Gray i Michèle Le Goaer  ̶  atelier pana Chappey przy rue Saint-Sulpice, ulicy muszkieterów, Beaux-Arts, konkurs przyjęcia, Paryż, Paryż, Paryż… Tonight I want and must forget

(Dziennik 1954)

Po pierwsze zatem, pobyt w Paryżu miał dlań charakter zarazem inicjacyjny i mitotwórczy, gdyż  to właśnie tam ,,po raz pierwszy zetknął się z dixielandem i bluesem”. Dekady później opowiadał zaś swojej żonie, Mary Allen: ,,jak słuchał tej muzyki w małych kabinach dźwiękowych w sklepach z płytami w Paryżu” (Tyrmandowie. Romans amerykański, s. 170). Co więcej, bacznie obserwował otaczającą go tkankę miejską oraz zdobywał pierwsze szlify niedoszłego architekta ; nabyte w przedwojennym Paryżu wyczucie przestrzeni przełożyło się następnie na sposób, w jaki o niej pisał, także wtedy, gdy przedmiotem jego refleksji na powrót stała się Warszawa :

Ale… nie ma architektury dopóki nie stoi, tego uczono mnie na Beaux-Arts w Paryżu, w atelier profesora Chappey; stary ,,Marcel” powtarzał: Tous ce qu’il est sur la calque, c’est de la merde… i ja to sobie zapamiętałem. […] Tak więc, jak jestem za Le Corbusierem, za linią prostą, rytmem form, kształtowaniem bryły i wielkich płaszczyzn, za szkłem, żelbetem i prefabrykacją, daleki jestem jednak od ich absolutyzacji w krajobrazie miast.

(Dziennik 1954)

Po drugie, Paryż to szczególne loci, miejsce osobistej pamięci, do którego Tyrmand wielokrotnie sięgał w okresie warszawskim i amerykańskim. Wszak podobnie rozumiana paryskość stanowiła metonimię określonego wzorca cywilizacyjnego, a przez to  ̶  powracający zwłaszcza w sytuacji wewnętrznego skonfliktowania lub moralnego rozdarcia  ̶  punkt odniesienia. Także imponujące umiejętności taneczne i styl ubierania się Tyrmanda  ̶  o bardzo jasno wskazanych źródłach  ̶  działały  niczym wabik, budzący podziw i zazdrość ,,powiew Zachodu”:

[…] z gabinetu posłyszałem muzykę, o jaką mi chodziło. Poszedłem tam, wyjąłem jednemu z chłopców cizię, powiedziałem: ,,Kolego, daj mi na chwilę dziewczynę, zaraz ci zwrócę” i on wziął to prawidłowo za dowcip. A ja zacząłem tańczyć boogie-woogie, moja specjalność jeszcze sprzed wojny, wyszlifowana w ,,Foyer St Genevieve” i studenckich boitach Quartier Latin, hartowana w ogniu Chick Webba, Elli Fitzgerald, Lionel Hamptona, na wieczorynkach Hot Club de France.

(Dziennik 1954)

W Paryżu Tyrmand spędził istotny pod wieloma względami, formacyjny wręcz, rok swojego życia  ̶  to bowiem tu wymyślił siebie jako postać życia towarzyskiego i przyszłego pisarza: francuska stolica stanowiła wirtualny most przerzucony ku Ameryce, a wywiedzione zeń idiosynkrazje określać miały autora na długo po tym, gdy je opuścił.

(CZ)