Marymont

Uliczka była brudna. Uliczka przycupnięta drewnianymi, zapadłymi koślawo w ziemię domkami jak wszystkie inne ulice Marymontu: piaszczyste i krzywe, krzywe – jakby je ktoś pijanymi wyznaczał krokami.
[…] po ulicy przemykały tłuste, spasione szczury: chyba tylko one jedne syte na tej ulicy. Najwięcej ich było w śmietnikach, pomiędzy którymi rozkraczyły się Cygańskie Budy, przy ulicy, która nazywała się dumnym imieniem Marii Kazimiery. W śmietnikach dzieci babrały się radośnie, wyszarpywały stamtąd niepojęte skarby: puszki po sardynkach, nadtłuczone butelki i poszczerbione, wyłysiałe grzebienie.
To wszystko. Zwykła ulica, marymoncka ulica. Nawet nie można napisać, że bruk był wyboisty i dziurawy – wcale go nie było.
Podczas gwałtownych jesiennych lub wiosennych deszczy ulica zamieniała się w olbrzymią czarną kałużę, po której dzieci puszczały łódki zrobione z gazety.
Było to zależnie od umowy: Morze Czarne, Ocean Atlantycki lub Zatoka Cudnej Przygody.

(Wilk)

Ulica Marii Kazimiery widziana od strony Potockiej. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Ulica Marii Kazimiery, dawna centralna ulica Marymontu, zaczynała się przy ulicy Potockiej (na fotografii) i ciągnęła aż do ulicy Kamedułów (dzisiaj Gwiaździsta). Fot. Joanna Berg, 2017

Zaledwie dwa lata temu okazało się, że Marek Hłasko nie tylko poznawał przedwojenny Marymont z pasją historyka i etnografa, ale również swoją pracę podsumował nad wyraz interesującym dziełem literackim. W 2015 roku nakładem wydawnictwa Iskry – tego samego, z którym podpisał umowę autor – ukazała się odnaleziona w odmętach archiwum Ossolineum powieść, którą zgodnie z przypisywaną pisarzowi intencją zatytułowano Wilk. Nie była to, jak sądzono przez wiele lat, wydana w latach 80. Sonata marymoncka lub jej poboczny wariant, choć główny bohater obu utworów nazywał się Rysiek Lewandowski. Z tego powodu jej odkrywca, Radosław Młynarczyk, nazwał ją palimpsestem absolutnym. Wcześniej sądzono, że zapewnienia o pracy nad powieścią marymoncką, zawarte w listach Hłaski opublikowanych przez Adama Czyżewskiego, były raczej blagą, ponieważ pisarz był znany ze skłonności do konfabulacji i przesady. Opublikowana w latach 80. Sonata marymoncka, uznawana za pierwsze nielubiane dziecko autora Bazy Sokołowskiej, o Marymoncie traktowała w sposób niezwykle lakoniczny, zaledwie na kilku początkowych stronach, przedstawiając przedwojenne i wojenne dzieciństwo głównego bohatera powieści, Ryśka Lewandowskiego, którego ojcem chrzestnym był bandyta Zieliński. W utworze pojawiła się też sklepikarka (czy właściwie – sklepiczarka) Masołowska, a także Blaszanka, fabryka, w której pracowali mieszkańcy dzielnicy, zniszczona w wyniku działań wojennych.

Dzisiejszy park Kępa Potocka, ze starorzeczem nazywanym przez Hłaskę "mętną łachą". Fot. J. Łojas, 2017 r.

Dzisiejszy park Kępa Potocka ze starorzeczem, nazywanym przez Hłaskę „mętną łachą”. Fot. Joanna Berg, 2017

O czym przez długi czas czytelnicy i badacze twórczości Hłaski nie wiedzieli, bohater ten na Marymoncie zapuścił korzenie bardzo głęboko – poprzez inkarnację, w którą życie pisarz tchnął na kartach zapomnianej powieści w 1953 i 1954 roku. Sprawa wyszła na jaw dopiero kilkadziesiąt lat później, chociaż zadziwiające wydają się nieuwaga badaczy i ignorowanie dość oczywistych sygnałów w wyniku dostosowywania źródeł do stanu wiedzy o twórczości Hłaski, zamiast postępowania odwrotnego, czyli założenia, że brakuje istotnej części pracy pisarza. Jak słusznie zauważył wydawca odnalezionej powieści, zlekceważenie oczywistych faktów związane było częściowo z właściwą pisarzowi praktyką częstego zmieniania tytułów kolejnych utworów. Czytając raport, który Marek Hłasko przesłał do Związku Literatów Polskich, żeby rozliczyć się z otrzymanego stypendium, można zastanawiać się, dlaczego to, co oczywiste, jednak oczywiste nie było.

W lipcu ubiegłego roku zgłosiłem się do przewodniczącego komisji młodzieżowej przy Z.G, Związku Literatów Polskich – ob. Igora Neverlego, z opowiadaniem pt. „Sonata marymoncka”. Ob. Igor Neverly po przeczytaniu orzekł, że w tej formie opowiadanie jest do kitu, ale warto popracować i przerobić, ponieważ materiał bezwzględnie jest. Przyznano mi trzy miesięczne stypendium.

Zacząłem pracować. Przyszły mi na myśl inne koncepcje. Przyjechałem do Warszawy, poszedłem na Marymont, na fabryki, wyszukałem starych towarzyszy z KPP, przez kilka dni studiowałem materiały w Biurze Historii Partii: odszukałem największych przedwojennych bandziorów, którzy mi barwnie i w szczegółach opowiedzieli swoje życie, w ten sposób po wielu spotkaniach i przyjazdach do Warszawy (byłem ok. sześciu razy) otrzymałem pełny obraz przedwojennego warszawskiego Marymontu. Bez przesady mogę powiedzieć, iż obecnie znam w tej dzielnicy każdą ulicę i zaułek, każdego ciekawszego człowieka i jego historię. Dopiero wtedy, to znaczy po wszystkich spotkaniach i rozmowach, zacząłem pisać.

[…] Obecnie, po przeszło półtorarocznej (w sumie!) pracy, zakończyłem pracę nad pierwszą częścią książki, której prowizoryczny tytuł brzmi: „Zatoka szczęśliwej przygody”. Jest to opowieść o człowieku z Marymontu, który w dwudziestoleciu szuka szczęśliwego życia.

Podpisałem umowę z P.W. Iskry. Termin ukończenia pracy: 1 grudzień 1954. Obecnie przerabiam, koryguje pierwszą część tej książki – po rozmowach z ob. Igorem Neverly, redaktorem książki i recenzentami. [pismo wpłynęło do ZLP 17 IV 1954 r.]

(Listy)

Osiedle Ruda widziane z ulicy Marka Hłaski. To przez jego teren przechodziła dawnej ulica Marii Kazimiery. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Osiedle Ruda widziane z ulicy Marka Hłaski. To przez jego teren przechodziła dawnej ulica Marii Kazimiery. Fot. Joanna Berg, 2017

Tym, co jednak przede wszystkim należy wydobyć ze sprawozdania, jest opis niemałej pracy, jaką wykonał Hłasko w terenie i w archiwum. Młody pisarz, nieposiadający właściwie wykształcenia, będący samoukiem, zabrał się do pracy niczym stary literacki wyjadacz. Nie speszyło go archiwum Wydziału Historii Partii przy KC PZPR, czyli niechlubnej instytucji zajmującej się w owym czasie monopolizacją historii ruchu komunistycznego. Niemniej istotne wydają się „badania terenowe”, które mogły być dla Hłaski atrakcyjne ze względu na bezpośredni kontakt z ludźmi, a dla nas dzisiaj – nawet w zbeletryzowanej postaci – stanowią cenne źródło wiedzy o marymonckim folklorze i marymonckich robotnikach. Co ciekawe, Hłasko pracował nad utworem, przebywając znaczną część czasu we Wrocławiu, gdzie wyjechał, otrzymawszy wspomniane stypendium (ostatecznie pieniądze otrzymywał przez dziewięć miesięcy). To zresztą typowe dla tego autora, że potrafił wiernie odtworzyć atmosferę opisywanych wydarzeń, obcując z materią źródłową niezwykle krótko, czego znakomitym przykładem jest Następny do raju, utwór napisany po zaledwie kilkunastu dniach pracy w Bystrzycy Kłodzkiej. Powieść o Marymoncie nie ukazała się w wymienionym w raporcie terminie prawdopodobnie ze względu na przedłużenie się prac nad nią, a ukończona po skierowaniu do druku Pierwszego kroku w chmurach przestałą być dla pisarza atrakcyjna, ponieważ jej wymowa pasowała raczej do czasu sprzed odwilży. Nie znaczy to jednak, że dla dzisiejszego czytelnika Wilk nie stanowi interesującej lektury. Nawet jeśli zgodzić się z tym, że Hłasko w powieści tej inspirował się bardzo Pamiątką z celulozy, autorstwa swojego mentora, Igora Newerlego (którego nazwisko wydawało mu się na tyle egzotyczne, że zapisywał je przez „v”), to zawarł w niej samodzielnie zgromadzony, unikalny materiał dotyczący Marymontu, dokładając swoją cegiełkę do przedwojennego obrazu tej specyficznej części Warszawy.

Jeden z marymonckich ostańców – przedwojenna kamienica Potocka 2A – widziany od strony Potockiej. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Jeden z marymonckich ostańców – przedwojenna kamienica Potocka 2A – widziany od strony Potockiej. Fot. Joanna Berg, 2017

Marek Hłasko na początku 1951 roku, rzuciwszy pracę kierowcy w Bystrzycy Kłodzkiej, razem z matką i ojczymem, Kazimierzem Gryczkiewiczem, zjawił się na warszawskim Żoliborzu. Ojczym Marka otrzymał służbowe mieszkanie przy ulicy Mickiewicza 17/5. Małżeństwo z dorastającym Markiem zamieszkało na trzydziestu pięciu metrach kwadratowych, co wywoływało – w i tak napiętej atmosferze – dodatkowe konflikty. Zmuszało też do poszukiwania zajęć poza domem. Do momentu otrzymania stypendium ZLP Hłasko pracował jako kierowca, m.in. w bazie transportowej przy ulicy Sokołowskiej. Pracę zmieniał jednak dość często, miał więc czas na wędrowanie po mieście. Od skrzyżowania ulicy Mickiewicza z ulicą Potocką dzieliły pisarza niecałe dwa kilometry. Po drodze musiał minąć plac Komuny Paryskiej (wcześniej i dzisiaj plac Wilsona). Na Marymoncie szukał być może otwartych przestrzeni, które obecne były w krajobrazie Wrocławia, a może po prostu czegoś zupełnie innego niż uporządkowany Żoliborz (napięcie pomiędzy robotniczym Marymontem a burżuazyjnym Żoliborzem uchwycił w Wilku). W czasie późniejszych wizyt na Marymoncie Hłasko odnalazł nie tylko ślady drewnianej zabudowy, która powoli stawała się przeszłością, ale również ludzi, których postanowił przedstawić na kartach powieści. Ludzie ci byli przegranymi odrodzonej i niepodległej Polski międzywojennej, ale mieli przecież stać się wygranymi Polski Ludowej.

Kościół Matki Bożej Królowej Polski przy Gdańskiej. W tym miejscu zaczęła się historia Marymontu. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Kościół Matki Bożej Królowej Polski przy Gdańskiej. W tym miejscu zaczęła się historia Marymontu. Fot. Joanna Berg, 2017

Marymont wziął swoją nazwę od wzgórza (od francuskiego Marie Mont, czyli Góra Marii), na którym wzniesiono niewielkich rozmiarów, dwukondygnacyjny pałac letni projektu Tylmana z Gameren, przeznaczony dla żony Jana III Sobieskiego, Marii Kazimiery d’Arquien. Później budynek został kupiony przez króla Augusta II i przebudowany na pałac myśliwski. Następnie swoją siedzibę znalazła w nim Szkoła Agronomiczna, pierwsza uczelnia rolnicza w Królestwie Polskim, a po powstaniu styczniowym w pałacu i okolicznych budynkach skoszarowano żołnierzy. Zniszczony podczas I wojny światowej, odbudowany i rozbudowany w latach 20. ubiegłego wieku, stał się „kościołem na górce”, siedzibą księży marianów i za świątynię służy do dziś.

Tam gdzie kiedyś biegła ulica Marii Kazimiery powstała trasa szybkiego ruchu i osiedle bloków mieszkalnych. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Tam, gdzie kiedyś biegła ulica Marii Kazimiery, powstały trasa szybkiego ruchu i osiedle bloków mieszkalnych i ulica nagle przerywa swój bieg. Fot. Joanna Berg, 2017

Ulica Marii Kazimiery, nazwana imieniem królowej, była główną arterią przedwojennego Marymontu. Ciągnęła się od ulicy Potockiej aż do ulicy Kamedułów (obecnie Gwiaździstej), co dzisiaj wydawać się może trudne do wyobrażenia, jej bieg przecięła bowiem wybudowana w latach 80. Trasa Armii Krajowej (zresztą w miejscu, w którym historycznie nie było gęstej zabudowy), a także powstałe w latach 70. osiedle bloków z wielkiej płyty o nazwie Ruda, pochodzącej od Rudawki, płynącej tam rzeki czy właściwie strumyka. Zaprojektowane przez Zdzisława Łuszczyńskiego osiedle zatarło pierwotną siatkę ulic i doprowadziło do wyburzenia znacznej części dawnej zabudowy. Podobny proces miał miejsce po przeciwnej stronie dzisiejszej Trasy AK, na północny zachód od ulicy Potockiej i wzdłuż ulicy Gwiaździstej, gdzie po „piaszczystych i krzywych ulicach dzielnicy zwanej Marymont” z opowiadania Najświętsze słowa naszego życia zostały tylko niektóre ich nazwy na blokowisku Potok, takie jak Tylżycka czy Barszczewska, a także „ostańce” w postaci dawnej architektury, takie jak budynek przy Potockiej 2A (pomiędzy Potocką a Barszczewską). Działki wspomniane w opowiadaniu Pierwszy krok w chmurach, na których rozgrywa się scena miłosna, mogły się znajdować zarówno w miejscu dzisiejszego wiaduktu stanowiącego przedłużenie Mickiewicza, jak i w okolicach ulicy Sobockiej lub „nad łachą”. Po dawnym przebiegu  ulicy Marii Kazimiery pozostawiono symboliczny ślad – fragment ulicy Marii Kazimiery na planach Warszawy niespodziewanie ujawnia się przy samym Lesie Bielańskim, za Podleśną, biegnie równolegle do Gwiaździstej i krzyżuje się z Tczewską.

Ślad dawnego przebiegu ulicy Marii Kazimiery biegnie przy Lesie Bielańskim, za Podleśną, biegnie równolegle do Gwiaździstej i krzyżuje się z Tczewską. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Ślad dawnego przebiegu ulicy Marii Kazimiery przy Lesie Bielańskim, za Podleśną, odcinek ten biegnie równolegle do Gwiaździstej i krzyżuje się z Tczewską. Fot. Joanna Berg, 2017

Chociaż wątek topografii Marymontu jest zdecydowanie poboczny w twórczości Hłaski, widać, że pisarz dostrzegał jej wyjątkowość i osobność.

Rozmaicie biegły uliczki marymonckie: w dół, łagodnie spływały do Wisły, i pięły się piaszczysto z wysiłkiem pod górę. Okrążały się wzajemnie łukiem i krzyżowały ze sobą jak ludzkie nieszczęścia. Stanowczo ludzie z Marymontu nie mieli zmysłu estetycznego – ludzie z ulicy Godowskiej, furmani ze stajni Lewańskiego na Szlacheckiej, szewcy z Pekinu na Warszawskiej i ci, dla których nie było miejsca pod słońcem – bezrobotniaki z Cygańskich Bud, których głównym zajęciem był brak zajęcia, i z innych, takich samych ulic: biednych, głodowskich. A na ulicy Potockiej chlapało się w kałużach stado kaczek […]. A na ulicy Kamedułów, gdzie jedną stroną ulicy waliły się rudery, a drugą płynęła mętna łacha, wyciągał się w niebo czerwony komin Warszawskiej Fabryki Wyrobów Blaszanych Bielany, którą ludziska nazywali – Blaszanka.

(Wilk)

Zachowany budynek dawnych Zakładów Przemysłowych Bielany, czyli Blaszanki z Wilka. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Zachowany budynek dawnych Zakładów Przemysłowych Bielany, czyli Blaszanki z Wilka. Fot. Joanna Berg, 2017

Narrator kpi w powieści z nazw marymonckich ulic, Marii Kazimiery i Potockiej, które chociaż symbolicznie reprezentują sfery wyższe, samym swoim brzmieniem nie zapewniają zadowalającej sytuacji materialnej. Marymont był bowiem dzielnicą robotniczą, a miejscami dzielnicą, której mieszkańcy żyli z tego, co przyniósł im los. Część mieszkańców pracowała w fabryce nazywanej Blaszanka, mieszczącej się przy ulicy Kamedułów. Do dzisiaj zachował się jeden z budynków administracyjnych fabryki na rogu Gwiaździstej i Tczewskiej, który wyremontowany nie sprawia wrażenia wybudowanego w latach 30. XX wieku. Zakłady Przemysłowe Bielany, założone w 1931 roku, wbrew powieściowej nazwie, jak pisze Paweł Dunin-Wąsowicz, produkowały nie tylko drobne wyroby blaszane, ale również karoserie do autobusów Chevroleta. Wspomniana „mętna łacha” to starorzecze Wisły, tzw, „kanałek” w obecnym parku Kępa Potocka. To w tym cieku wodnym mogły pływać kaczki kąpiące się w kałuży przy Potockiej. Miejsce to jest do dziś atrakcyjnym terenem rekreacyjnym Żoliborza i Bielan, obok Lasu Bielańskiego i terenów przy warszawskiej cytadeli.

Pozostałości dawnych zabudowań w pobliżu budownictwa jednorodzinnego w rejonie ulic Brochowskiej i Zabłocińskiej. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Pozostałości dawnych zabudowań w pobliżu domów jednorodzinnych w rejonie ulic Brochowskiej i Zabłocińskiej. Fot. Joanna Berg, 2017

W dalszej części cytowanego opisu narrator podkreśla, że na zabudowę Marymontu składały się domy zarówno drewniane, jak i murowane, ale również coś, co dzisiaj nazywa się z angielska shanties, a wówczas było nazywane po prostu budami. Cygańskie Budy w Wilku oznaczały obszar ubogich zabudowań, chociaż jak pokazał Paweł Dunin-Wąsowicz, miejsce to utożsamiano w dwudziestoleciu i później z obozem Cyganów, którzy mieli się rozbijać w „kotlince”, na niezabudowanym do dziś terenie pomiędzy Zabłocińską i Chlewińską (między nimi Opatowska). Dzisiaj teren ten zajmują raczej wille oraz domy jednorodzinne, ale spacerując po okolicy, można odnaleźć ślady dawnego Marymontu, takie jak ruiny przy Brochowskiej i Zabłocińskiej. To na Brochowską Stanisław Jędryka, przygotowując w 1960 roku ekranizację opowiadania Hłaski pt. Zbieg, przeniósł akcję z Grochowa.

Teren pomiędzy ulicami Chlewińską a Opatowską. Tu mieli mieszkać przed wojną marymonccy Cyganie. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Teren pomiędzy ulicami Chlewińską a Opatowską. Tu mieli mieszkać przed wojną marymonccy Cyganie. Fot. Joanna Berg, 2017

To właśnie nieopodal Zabłocińskiej i Brochowskiej, na przedłużeniu ulicy Lektykarskiej, a z drugiej strony Gdańskiej, przechodzącej tunelem pod Trasą AK, w 1991 roku wyznaczono ulicę Marka Hłaski. Ulica jest raczej krótka, ma długość ok. 265 metrów i obniża się w kierunku tunelu, ale – przynajmniej teoretycznie – spacerując po niej, można objąć wzrokiem znaczną część opisywanego przez pisarza Marymontu. Chociaż podobnie jak we Wrocławiu, przyznanie patronatu nad ulicą wynikało z przyjętego klucza pisarskiego, to dziś już wiadomo, że Markowi Hłasce taka ulica należała się również dla upamiętnienia jego marymonckiej twórczości, jako temu, który na kartach Wilka zachował (i stworzył) cząstkę przedwojennego Marymontu, z jego topografią, folklorem i mieszkańcami.

Ulica Marka Hłaski. Fot. J. Łojas, 2017 r.

Fragment ulicy Marka Hłaski. Fot. Joanna Berg, 2017

(MG)