Wieżowiec (pl. Dąbrowskiego 12)
Ulica tuptała. Baby, coraz któraś, pijane, histeryczne
– cha cha cha cha cha cha
Wreszcie kłótnia jednej pary. Idą w Kredytową. To ona krzyczy? Staję w drzwiach balkonu. Nie, to tu któraś, od wieżowca.
– milicja!
– on idzie, idzie! nie idź!
Milicja była. Czyli jeden szedł właśnie pewnie z dyżuru w budzie włoskiej. Drugi ukazał się na rogu placu.
– milicjaa! – patrzę, to pod wieżowcem, ona krzyczy, on w sweterku, szarpią się. Milicjant leci biegiem z hukiem. Za nim biegiem tamta para z Kredytowej
– niech pan się nie wtrąca! niech pan się nie wtrąca!
Ale milicjant miał osobistą chęć. Dopadł do pary podwieżowcowej. Po prostu on ucieka, ona goni.
– on go uderzył – krzyczy wieżowcowa, w futrze, ondulacji; niby tego, co szedł z drugą w Kredytową. Nie boją się, pewnie nie było tak źle. Milicjant jednak zaintrygowany, nie daje się od wtrącania odciągnąć parze z Kredytowej. Szarpie sweterkowego, sweterkowy chce uciekać, szarpie go wieżowcowa. Ucieka w bramę do Marszałkowskiej. Ona w krzyk
– zoostań!… Zooostań!
Za nim milicjant. Za milicjantem ta z Kredytowej i ten, co z nią. I co woła
– niech pan się nie wtrąca. To prywatne życie.
Ta z Kredytowej do tego sweterkowego już zza mojego węgła, już zniknięci
– ja z tobą nie pójdę, ja z tobą nie pójdę!
Milicjant nie chce dać uciec. Ta w futrze krzyczy, chociaż nie leci dalej
– zoostaań!
– panie, co pan się wtrąca, to prywatna sprawa, były dwie pary i teraz się tu zmienia.
– Ja muszę się wtrącać.
– Ja z tobą nie pójdę.
– Zoostaań!
Zamknąłem balkon […].
(Święta, sylwester 1973 z tomu Szumy, zlepy, ciągi)
(MG)