Ambasada Republiki Włoskiej – pałac Szlenkierów (pl. Dąbrowskiego 6)
Markizy. Wyspy. Ciepło. Mokro. Zadniało, zdniało. Zielono. Szaro. Doświeca. Deszczyk. Bujnie. Pusto. Jeden zaśpiewał. Cisza, bo w chmurny dzień dłużej przejście na obroty i wymiany. Po ciszy na mokro skrzeczają się dwa. Gołębie jeszcze gdzie, na żółtej ścianie włoskiej, śpią. Kaszle milicjant, nie widać go. Ambasadowy. […] Przed żółtą ambasadę jak jej żółtko stoi wóz. „Traslochi”. Już trzeci raz taki, ale nie ten. Przemieszczanie? Tyle ich? Trasa. Sic transit gloria i lato. Trans. A sen? – somnium, aha. […]
Gołąbki na włoskim gzymsie. Pusto zupełnie. Powrót do początku.
(Transy z tomu Szumy, zlepy, ciągi)
6 września o świcie otworzyłem balkon. Znów ciepło.
Bardzo.
– W sztachetkach balkonu odbija się niebo?
Nie, a może – ale nigdy jeszcze tak nie było
– nigdy.
A pewnie było.
Niech nam się zdaje, to też przyjemność.? Nie, to latarnia. Ale niebo pół żółtawe, a pół go to chmura w kolorze balustrady i reszty. Reszta to wielka topola i dwa kominy z wycineczkiem włoskiej ambasady, będzie żółta za ileś minut, tam śpią gołąbki, na gzymsie.
(Mniejsze lato z tomu Szumy, zlepy, ciągi)
Słowo traslochi, które Miron Białoszewski odczytał z samochodu zaparkowanego przed budynkiem ambasady włoskiej, oznacza „przeprowadzki”. Tych jednak w historii budynku przy placu Dąbrowskiego nie było wiele – przez ostatnie dziewięćdziesiąt trzy lata, z krótką przerwą, budynek pozostaje centrum kontaktów na linii Warszawa–Rzym. W piśmie „Stolica” z 1956 roku, w cyklu Warszawa na starej fotografii, czytamy:
„Dalej […] widać dach neorenesansowego pałacu Szlenkierów, znanej w Warszawie rodziny przemysłowców, założycieli szpitala dziecinnego Karola i Marii na Woli. W latach dwudziestych pałac nabyli Włosi i zamieszkał w nim ambasador Tomassini, którego żona znana była z wyjątkowo eleganckich strojów i dużej aktywności towarzyskiej” (Plac Dąbrowskiego, „Stolica” 1956, nr 43).
W skrócie historia pałacu, wybudowanego w latach 1880–1883, przedstawia się tak, jak napisał autor cytowanego artykułu. Jednak warto dodać, że ten gmach w historyzującym stylu powstał w wyniku konkursu architektonicznego, który w 1880 roku ogłosił Karol Jan Szlenkier, przedstawiciel wspomnianej, niezwykle bogatej rodziny spolonizowanych kupców, którzy trudnili się garbarstwem i handlem tkaninami. Szlenkierowie przybyli do Warszawy ze Szwarcwaldu w XVII wieku. Po śmierci Karola Jana (w 1900 r.) i po zakończeniu pierwszej wojny światowej rodzina – z powodu przesunięcia granic i znacznego pomniejszenia majątku – nie była w stanie utrzymać pałacu, dlatego zdecydowała się go sprzedać. Dokładnie 1 października 1922 roku poseł króla Włoch, Wiktora Emanuela III, zakupił nieruchomość w celu przekształcenia jej na siedzibę włoskiego przedstawicielstwa w Warszawie. Trzeba pamiętać, że pod koniec tego samego miesiąca, po słynnym marszu czarnych koszul, król mianował premierem Benita Mussoliniego. A Włochy były – mimo pewnej odrębności – państwem pozostającym w sojuszu z III Rzeszą w momencie ataku na Polskę.
Kiedy pałac oddano do użytku, była to – jak mówiono – druga najpiękniejsza i najokazalsza po pobliskim pałacu Kronenberga siedziba rodowa w Warszawie. Nieprzypadkowo wybudowano ją w okolicy zadbanej i eleganckiej, a w wyniku wspomnianego konkursu wybrano projekt efektowny architektonicznie – stworzony przez Witolda Lanciego. Do dnia dzisiejszego w budynku ambasady można oglądać bogato zdobione sklepienie sieni przejazdowej i klatkę schodową wykonaną z białego marmuru z kolumnami w stylu jońskim oraz żelaznymi zdobieniami. Ponadto Karol Szlenkier zgromadził w pałacu liczne dzieła sztuki: rzeźby (Bachusa, Apolla, Merkurego) oraz obrazy, m.in. Wojciecha Gersona.
Pałac został, podobnie jak otoczenie placu Dąbrowskiego, mocno zniszczony podczas powstania warszawskiego. Po zakończeniu drugiej wojny światowej przez krótki czas mieszkało w nim kilka rodzin, wkrótce jednak budynek odzyskano dla dyplomacji i odbudowano, zmieniając nieco fasadę i układ pomieszczeń. Włoskie przedstawicielstwo odwiedzane było licznie przez interesantów, ponieważ organizowano często wyjazdy na Półwysep Apeniński. Dostęp do wytworów kultury włoskiej w PRL był szeroki: pokazywano włoskie filmy, tłumaczono włoską literaturę, śpiewano włoskie piosenki, transmitowano włoskie wydarzenia kulturalne. Na plac Dąbrowskiego było więc Polakom – być może – bliżej niż do innych placówek dyplomatycznych.
Wspomniany pałac Kronenberga stał w miejscu dzisiejszego hotelu Sofitel Victoria przy placu Małachowskiego, natomiast przed wojną hotel pod nazwą Victoria zlokalizowany był
„za pałacem Szlenkierów […]. Stary dwupiętrowy gmach wyglądał jak dom w prowincjonalnym mieście. Wrażenie prowincji potęgowała jeszcze restauracja, która do końca zachowała swój wygląd z połowy zeszłego stulecia. Kelnerzy nosili sumiaste wąsy i utrzymywali się w tuszy, której ich koledzy z innych lokali wystrzegali się chociażby ze względów zdrowotnych. Dla ożywienia frekwencji restauracja urządzała czasami «numery wokalne». I tak się jakoś składało, że i wykonawczynie tych numerów dostosowane były tuszą i strojem – nie mówiąc o programie – do charakteru całego lokalu. Publiczność – również. Po usunięciu obelisku skwer został bardzo ładnie urządzony i plac stał się ozdobą dzielnicy” (Plac Dąbrowskiego).
(MG)