Kino Kometa (Chłodna 49)
Najwięcej chodziły Pod Kometę na Chłodną. Kino i rewia. Kiedyś wzięły mnie ze sobą. Byłem ciekaw tej rewii, ale pamiętam tylko, jak ktoś siedział z zawiązanymi oczami na krześle pośrodku pustej estrady i odgadywał, kto ma jakie palto i jakie guziki. To spod Komety matka i ciotka przyniosły numer:
– „Tu mi wyrośnie pelargonia” – i dziobały się palcem w środek dłoni, naśladując artystkę, która to śpiewała.
Bywało, że wybierały się wszystkie trzy do kina.
(Nanka z tomu Rozkurz)
Poza Mironem Białoszewskim bardzo sugestywny obraz kina Kometa zostawił Igor Newerly w Pamiątce z Celulozy. Bohater rozgrywającej się w latach 30. powieści, Szczęsny, którego los przygnał na warszawską Wolę do zakładu majstra Czerwiaczka, dowiaduje się o istnieniu kina i repertuarze od zalecającej się do niego majstrowej Zochy: „Wcinał więc nóżki, a majstrowa opowiadała, jak oni się kochali, ten don Cybalgo z donną Rozalindą, jak oni się ładnie zabili w «Komecie» na Chłodnej – bardzo porządne kino – dlaczego pan tam nie chodzi?”. Ostatecznie jednak, po nawiązaniu romansu z majstrową, bohater powieści trafia do sali kinowej: „[…] poznał kobietę i kino. Nie wiadomo, które z tych przeżyć było silniejsze”. Czego dowiadujemy się o samym kinie Kometa i o jego repertuarze od narratora?
„W Warszawie, na ulicach pryncypalnych, istniały już kina dźwiękowe, ale na Wolskiej, na Chłodnej publiczność po dawnemu wołała: – «Łysy, graj!» – i pianiści przygrywali do przygód niemych cowboyów i milionerów. W zatłoczonej sali, pod spotniałym dachem Komety i Maski, ściskając rozmarzoną Zochę, Szczęsny po raz pierwszy ujrzał morze i góry. Zobaczył Murzynów, Eskimosów i Chińczyków, nieznane zwierzęta i kwiaty. Był szlachetnym mścicielem pod szerokim sombrero, na czarnym ognistym rumaku, to znów młodym lordem, walczącym o serce ubogiej panny sklepowej”.
Kino Kometa zostaje nazwane „porządnym”. Określa je tak ograniczona, pozbawiona horyzontów intelektualnych majstrowa, ale niewątpliwie w jakiś sposób wyróżnia ona to miejsce. Jej komentarzowi zdają się przeczyć słowa narratora – wprawdzie z nazwy zostają wymienione tylko dwa kina, poza Kometą mieszcząca się na Lesznie Maska, jednak zarówno sformułowanie „na Wolskiej, na Chłodnej”, jak i opis repertuaru i zachowania publiczności zrównują status wszystkich sal projekcyjnych znajdujących się w całej dzielnicy (a było ich sporo, w omawianym okresie w sumie około dziesięciu).
Kinoteatr Kometa był kinem wolskim ze wszystkimi wynikającymi stąd ograniczeniami, ale był kinem nietypowym, aspirującym do roli najważniejszego w tej dzielnicy miasta. Nieprzypadkowo Stefan Wiechecki, wspominając o prowadzonym przez siebie na ulicy Wolskiej teatrze, pisze:
„Teatr Popularny prowadził ciężką walkę o publiczność z okolicznymi kinami, szczególnie z jednym, które się nazywało Kometa. Otóż w Komecie za trzy tygodnie miała się odbyć premiera Trędowatej. Cóż tedy robi kierownik literacki Popularniaka? Siada do maszyny, w trzy noce dokonuje przeróbki teatralnej Trędowatej – na tydzień przed premierą w Komecie – wystawia ją na swojej scenie”.
Teatr Wiecha prowadził rywalizację o publiczność właśnie z Kometą prawdopodobnie z dwóch powodów. Po pierwsze, bo to w niej szły premierowe filmy, i można to wyczytać z samych wspomnień autora Cafe „Pod Minogą”. Po drugie zaś, o czym Wiech już nie pisze, zapewne dlatego że sala przybytku przy Chłodnej była zaiste ogromna. Na dodatek były to dwie sale – jak informuje „Kalendarz Wiadomości Filmowych” za rok 1929: Kometa Duża miała 1500 miejsc, natomiast Mała prawie 500. Te 1500 widzów, które miało się tam mieścić, to liczba doprawdy zawrotna. Znaczyłoby to, że przedwojenna Kometa była trzecim pod względem wielkości kinem w stolicy, po dwóch tak renomowanych i reprezentacyjnych jak Colosseum na Nowym Świecie oraz Filharmonia na Jasnej. Zrozumiałe jest więc ulokowanie w Komecie również licznych teatrów rewiowych, utrzymujących się ze zmiennym szczęściem, co akurat nie odbiegało od losów większości takich przybytków w śródmieściu. Działał tu m.in. Uśmiech Warszawy czy Wesoły Wieczór. Przypadek tego drugiego teatru jest szczególnie ciekawy i symptomatyczny. Założony przez część zespołu teatru Morskie Oko, skonfliktowanego z jego kierownikiem artystycznym Andrzejem Włastem, Wesoły Wieczór miał mocną obsadę i pomysłowe kierownictwo. Chwalony był przez recenzentów za wysoki poziom przedstawień mimo peryferyjnego z punktu widzenia wielkiej rozrywki położenia na mapie Warszawy, co spędzało do niego publiczność śródmiejską spragnioną dodatkowych przeżyć. W wyniku tej mody zdobył sobie w pierwszej połowie roku 1930 taką popularność i widownię, że po wakacjach jego kierownik Zygmunt Wojciechowski zdecydował o przeniesieniu go na Nowy Świat.
Zachowało się całkiem sporo zdjęć budynku Komety – wnioski na temat wyglądu zewnętrznego nie mogą przesądzać o wnętrzach, ale już elewacja mówi sporo o ambicjach właścicieli.
W porównaniu z innymi wolskimi kinami tamtych czasów (np. najbliżej Komety położonymi Czarami na Chłodnej 29 czy Heliosem na Wolskiej 8), które były po prostu niewymyślnymi parterowymi budynkami, nie wspominając o licznych, odnajmowanych i ledwo co adaptowanych salach w normalnych kamienicach, Kometa wygląda na kino nieomal luksusowe (drugim porządnie wyglądającym kinem w okolicy było Roxy na Wolskiej 14). Budynek sięgający wysokości dwóch kondygnacji, fasada z różnymi elementami rozbijającymi jednolitość i monotonię elewacji, przywieszona girlanda, wreszcie neon – wszystko to robi pozytywne wrażenie i jest dość gustowne, przypuszczalnie sądzić musieli tak też mieszkańcy Woli i potencjalni widzowie Komety.
(IP)