Topola

Ja się kładę, mam nos pełen powietrza, patrzę z łóżka na topolę, tak mi wyrosła przez te dziesięć lat, że zajmuje pół widoku, szumi, przebiera w sobie, przekłada się, zasłania akurat domy, tego szarego czasem wyjrzy kawałeczek z oknem na gałęziach i znów się chowa, reszta niebo, niebieskie, duże, mokre, tak wygląda. Bo tylko ono i ta topola-sokora. Tak jakbym był nad wodą, czymś tam dobrym. Się zanosi i zanosi, i nic więcej, ale to już to. […] Topola jest. Kładę się. Szumi, przebiera sobą. Odbija się w niebie. Niebo w niej. […]  Topola z niebem, przekłada się, ja się odkładam na łóżko, tamci idą, ta szumi… jak na wodzie…

(Topola z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

11 listopada w nocy, mokre ocieplenie, otwieram balkon, cofam się, leżę i patrzę: […] w ogóle takiego wizawi nie było, była topola, gdzie topola? […] Jest nad kamienicą ciemne niebo, i coś leci do góry, coś wisi, ulotki… na uwięzi… listki, listki… na czubkach, a niżej, dopiero teraz z czubków trafiam na rozgałęziony nerw… goły… to ona, ta topola…

(I ogon łysieje jesieni z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Topola jest dla Białoszewskiego środkiem świata, porządkuje przestrzeń placu Dąbrowskiego („była topola, gdzie topola?”), jednocześnie jej rokroczne powracanie do życia pomaga kontrolować cykle natury i wszelkie anomalie związane ze światem przyrody, a także wspominać („Tak. W zeszłym roku to była topola, to było lato. Zaraz, czy to zeszłym roku? Chyba tak. Oj, jak daleko w czasie”, Szumy, zlepy, ciągi). Miron Białoszewski, opisując sokorę rosnącą na placu Dąbrowskiego, stworzył w Szumach, zlepach, ciągach swoisty poemat nie tylko o drzewie, ale też o związku człowieka i przyrody. Tych kilkanaście fragmentów poświęconych topoli opisuje jednak nie tyle przywiązanie do żywego organizmu, ile do konkretnego miejsca. Topola była z pisarzem od początku do końca, pozwalała na siebie patrzyć i sama spoglądała na niego. Czasem przypominała o przemijaniu:

A potem topola-sokora będzie miała wciąż jeszcze dwadzieścia osiem liści albo trzydzieści jeden. Pewnie, że sparszywiałych na twardo. Ale chodzi o te wleczenia się. A potem drzewo jak figura. I śnieg. Czyli obca sprawa. Pokrowcowa.
I co? Przespałem się raz, poniespałem dwa dni – i śnieg! taki popłochowy. Od razu rzuciłem wróblom rozmaitości na balkon, gołębiom bułkę, na dół, w śnieg. Ale po bule w śniegu przejechał w nocy z hałasem rozgarniacz. Topolę też zaskoczyło, zamalowało. Skok. Choroba się wlecze, wlecze, nagle siup – na tamten świat. Tak było teraz z siostrą Le.

(Śnieg zalewa, śmierć zalewa, zawiewa z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Drzewo staje się też pretekstem w kontaktach Białoszewskiego z bliskimi. W rozmowie z Jadwigą Stańczakową poeta porusza temat tego, co osoba ociemniała może pamiętać sprzed utraty wzroku.

Jadwidze, jako niewidomej, tłumaczyłem w kwietniu z mojego balkonu:
– topola ma już liście, ale nie takie duże jeszcze, i każdy osobno, między liśćmi są przerwy, w tych przerwach wiszą bazie, jak ci to powiedzieć… te bazie wiszą pionowo.
– To jak ona się nazywa? Soko…
– Sokora, rośnie dosyć na okrągło, gałęzie duże idą do góry.
– Nareszcie zobaczyłam drzewo.
– Tak? No przecież pamiętasz z czasów, kiedy widziałaś? Ale czy pamiętasz dokładnie?
– No właśnie to się trochę zapomina.

(Cykl lodowcowy – 3 z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Białoszewski często zaznacza, że to nie tylko topola, ale i sokora, a więc odrębny gatunek. W ten sposób podkreśla osobisty stosunek, zażyłość, to, że zna topolę od dawna. Mianem sokory określa się topolę czarną, nazywaną też topolą nadwiślańską. Jej cechy szczególne to kora o ciemnym zabarwieniu, szerokie liście i strzelistość. Był to niegdyś popularny gatunek, służący do obsadzania parków i ogrodów. Obecnie rezygnuje się z niego przez wzgląd na to, że efektownie wyglądające pyłki powodują alergie. Podobne pomysły pojawiały się od dawna, co zresztą pisarz udokumentował:

Spotkałem Jota na Świętokrzyskiej. Akurat leciało trochę pierza z którejś topoli. Jot mówi
– była dyskusja na temat tych pierzących się topól i jest taka propozycja, żeby przesadzić te topole za miasto, a w mieście sadzić tylko włoskie.

(Cykl lodowcowy – 3 z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Zieleń w parkach publicznych ze swej natury należy do wszystkich, ale w swej prozie pisarz buduje z topolą związek niezwykle osobisty, bierze ją w posiadanie:

z 10 na 11 kwietnia 1974

Wyszedłem dziś rano na ulicę i przypomniałem sobie, żeby zerknąć na moją topolę stamtąd z dołu i trochę z daleka. Wydała mi się nie taka duża, w ogóle nieduża. Aż przystanąłem

– Ile pięter?
– Na stare licząc – trzy, na nowe – cztery
– no i wyższa od innych drzew.

(Baziowo z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Jest topola dla Białoszewskiego przedmiotem dumy, ale i niepokoju:

Coś tych pierzy od mojej nie było widać. Pomyślałem, że przegapiłem. Potem były chłody, zimna, okna rzadko otwierałem. Nagle teraz, 17 czerwca, otwieram
– pierzy się!
Dopiero teraz.
Patrzę na nią i myślę, że już nie zakryje kamienicy naprzeciwko.
– Ona pewnie tak jak te owocowe. Co drugi rok wysilają się na kwitnięcie większe. Moja topola w tym roku postanowiła zakwitnąć obficie, i to bardzo. Kosztem liści. I teraz pełna pozlepianych pierzem baź, cała topola w farfołach, czeka na większe podmuchy… Chce rozesłać te nasionka na wszystkie strony. Mnożyć się.
– I co? Nic z tego nie będzie. Ani jednej topoli. Bo gdzie? Jak?
– W Ogrodzie Saskim może?
– Może? Taki przypadek. Ale wiemy, jak to trudno. Takie drzewo bez sadzenia. Inne nie dadzą. Miasto nie da.

(Cykl lodowcowy – 3 z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Pień topoli, ściętej w 2010 roku. Topole określane są mianem krótkowiecznych – żyją do 150 lat. Fot. Marcin Gołąb, 2015 r.

Pień topoli, ściętej w 2010 roku. Topole określane są mianem krótkowiecznych – żyją do 150 lat. Fot. Marcin Gołąb, 2015 r.

 

Miroławka

Dzisiaj pośrodku trawnika można znaleźć pień, pozostałość po topoli Białoszewskiego, która została sama po przeprowadzce pisarza na Lizbońską. Topolę ścięto w 2010 roku, ale dzięki interwencji kilku osób słuch o niej zupełnie nie zaginął. Przetrwała nie tylko w prozie, lecz także jako swoiste miejsce pamięci o poecie (obok dreptaka i tablicy pamiątkowej). Z inicjatywy malarki Moniki Michalczewskiej, która zaalarmowała Zarząd Terenów Publicznych i miłośników twórczości Białoszewskiego, udało się otrzymać główny pień drzewa, z którego Wojciech Józefowicz wykonał drewnianą ławkę w kształcie znaku zapytania. Od czerwca 2013 roku Miroławka stoi nieopodal miejsca, w którym rosła topola. Na oparciu ławki umieszczono fragment wiersza Białoszewskiego (bez tytułu):

Ja
stróż
latarnik
nadaję z mrówkowca

Nie zabłądźcie.
Bądźcie.

Mijajcie, mijajmy się,
Ale nie omińmy.

Mińmy.
My.

Wy, co latacie
I jesteście popychani.

Ławka w kształcie znaku zapytania. Fot. Marcin Gołąb, 2015

Ławka w kształcie znaku zapytania. Fot. Marcin Gołąb, 2015 r.

 

Motto wybrane przez pomysłodawców ławki. Fot. Marcin Gołąb, 2015

Motto wybrane przez pomysłodawców ławki. Fot. Marcin Gołąb, 2015 r.

 

Latem można posiedzieć w cieniu. Fot. Marcin Gołąb, 2015

Latem na ławce można posiedzieć w cieniu. Fot. Marcin Gołąb, 2015 r.

(MG)