Tramwaje

Trzeciego dnia w tramwaju po lodowcu dwie panie do siebie:
– Trzeba umieć zachowywać się kulturalnie! W wozie!
– A mnie nie odpowiada, żeby mnie pies lizał po nogach!

(Z tramwajanów z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Muzyka stanęła.
– Nie przygłuszać! Wiem.
Miotła. Słychać. Tramwaj się gniewa
Miotła.
Tramwaj.
Miotła.
Tramwaj.
Nosorożec autobusowy – pod oknem.

(Mniejsze lato z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Do PIW-u jedzie się — po tylu latach odkrycie — Marszałkowską, Alejami, do rogu Nowego Światu. Przesiadka w podziemiu. Włażę w ten młyn. Zawsze mi służy.
— O, Bolesław Śmiały…
Przystanął pod ścianą. Oczy niebieskie, włosy piastowskie, nos zadarty, i to nastroszenie, i to wejrzenie, i zaskok, i Matejko. Humor. Już mam. Wpadam w tramwaj. Zapisuję. Wysiadka, wysepka, zapisuję. Na Foksal też. Który to autor robi przed wydawnictwem? A ja jeszcze piszę na schodach.

(Po krzyku, po tomiku z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Wkręciłem się w podziemną karuzelę z przejściami i buch w tramwaj do Hożej, ale i ja się zmieniłem i zmęczyłem.
Chcę się oprzeć o kant ławki, bo wszystkie kanty zajęte. Szczęśliwie baba koło mnie puściła, i z biletem do przodu, za kasownik łubudu!
ja łap za kant ławki po niej, myślę sobie:
— jak wróci tu, to już dawno zajęte, na tym polega szyb­kość i życie.
Ale nie obróciła się nawet. Tam stoi. Ma doświadczenie.
Ja teraz powinienem przedziurkować bilet swój. E, nie. Na jeden przystanek? Nie warto. Już wysiadam.

(Siwa niedziela z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Lokalizacja placu Dąbrowskiego, położonego w centrum miasta, niewątpliwe zachęcała Mirona Białoszewskiego do jazdy tramwajami. Podróże tym środkiem transportu, opisane w tomie Szumy, zlepy, ciągi, pisarz odbywa przede wszystkim na krótkie dystanse, najczęściej ulicą Marszałkowską („czekałem na rogu Marszałkowskiej i Hożej na tramwaj pod drzewem”) – na plac Konstytucji (do bukinisty) i na plac Zbawiciela (po wianki), czasem Alejami Jerozolimskimi, niekiedy także innymi traktami komunikacyjnymi. Jadąc do Ady i Romana, narrator-bohater opowiada:

Ale że dzień długi, droga na Żoliborz niekrótka, a ja w dodatku zajechałem na plac Wilsona, czyli Komuny Paryskiej, więc zrobiło się późno.

(Szumy, zlepy, ciągi)

Nie zdradza jednak, czym dotarł na miejsce. Tramwajem porusza się jednak dość często, łącząc jazdę z obserwacją i podsłuchiwaniem współpasażerów (podobnie robi w innych środkach lokomocji: autobusach i pociągach); korzysta z chwili spokoju podczas przejazdu tramwajem, żeby notować swoje obserwacje („Wpadam w tramwaj. Zapisuję”). Tak jak inni mieszkańcy miasta, przemieszcza się z miejsca na miejsce („z tramwaju wdałem się w tę jedną z rotund króla Stasia” – mowa o zabudowaniach przy placu Zbawiciela), walczy o miejsce do siedzenia, jeździ na gapę. „Ja teraz powinienem przedziurkować bilet swój. E, nie. Na jeden przystanek? Nie warto. Już wysiadam” – trudno odgadnąć, z kogo i czego bohater-narrator żartuje, ale można przypuszczać, że z zasłyszanych konwencjonalnych tłumaczeń czy usprawiedliwień. I trochę z siebie samego.

(MG)