Korytarz: „diabelski młyn na poziomo”
Blok przy Lizbońskiej 2 to nie typowy hotelowiec, jakimi są choćby budynki osiedla Za Żelazną Bramą. Nie ma tu jednego, centralnego szybu z windami ani długich – hotelowych właśnie – korytarzy na każdym piętrze. Klatek jest osiem i osiem również szybów windowych, co na każdej kondygnacji tworzy mikrowspólnoty sąsiedzkie – po trzy mieszkania. Ponieważ windy ulegały w latach 70. częstym awariom, dla wygody mieszkańców wyższych pięter wybudowano ten trakt komunikacyjny na jedenastym piętrze łączący wszystkie klatki. W razie potrzeby można było skorzystać z innego dźwigu, wjechać na najwyższy poziom, a następnie, przeszedłszy korytarzem do swojego pionu, zejść po schodach na odpowiednie piętro.
Z czasem dla Białoszewskiego korytarz staje się jednym z ulubionych miejsc w nowym bloku. Ale nie tylko dla niego. Lokatorzy przyprowadzają tam swoich gości w trakcie parapetówek, w kolejnych miesiącach mieszkańcy niższych pięter korzystają z niego jako ze swoistego tarasu widokowego. Poza tym pije się tam wódkę, umieszcza napisy na ścianach, zostawia szczeniacką korespondencję miłosną – ślady wszystkich tych praktyk znajdziemy w prozie Białoszewskiego. W otoczeniu wielkoskalowych, przytłaczających założeń budowlanych można tu znaleźć zaciszną przestrzeń niezależności, teren wyjęty spod kontroli.
Kto uważniej wczyta się w treść Chamowa i Tajnego dziennika, ten na pewno dostrzeże, jaką wagę przywiązywał do korytarza na jedenastym piętrze sam poeta. Świadectwem tego są używane wobec tego miejsca metafory i porównania, w przywłaszczanym sobie nocami ciągu Białoszewski widzi np. „wawelskie krużganki”, „galerię” (Chamowo). W dłuższych fragmentach pisze o swoim korytarzu następująco:
Odkryłem te nowe uroki na jesieni. Raz nie paliło się tam żadne światło. Chodziłem po korytarzu długo. Wiały ciepłe powiewy. Gorąco. Buczenia i cienie. Na drugi raz paliły się niektóre. Zgasiłem. I znów chodziłem między cieniami od okien jak po Polach Elizejskich właśnie. Ostatnio są tu. Nawet to lepsze niż dosłowne pola. Przez takie wąskie, długie przejście Eurydyka mogła iść za Orfeuszem.
(Tajny dziennik)
W wymienionych dziełach, będących raportami z okresu przeprowadzki i zamieszkania na Lizbońskiej, znajdujemy mnóstwo relacji z nocnych, narkotycznych marszów po galerii:
Chodzenia podłużne po korytarzu na 11 piętrze. Chodzenia okrągłe, młynowe po pokoju. Wkoło, wkoło, nachodzące przedmioty w nagłych powiększeniach, zakrętach, nawracaniach. […] Dopiero po iluś krążeniach trans kołowania. Diabelski młyn na poziomo.
(Chamowo)
oraz:
Chodziłem po ciemnym korytarzu, najpierw wolno, potem szybko, szybkie chodzenie działa bardziej narkotycznie, wolne bardziej kontemplacyjnie. Po wygaszeniu żarówek korytarz w perspektywie jest ciemny w pręgi. Pręgi są od świateł, które odbijają się z daleka, z dołu, z ulic. Przy dłuższym chodzeniu korytarz zaczyna się uginać, po ciemku cień i pręgi się mylą, nie wiadomo, gdzie podłoga, gdzie półcień. A jeszcze podczas deszczu przy szybkim chodzeniu odgłosy prędko się zmieniają, tu dzwoni rynna, tutaj coś się przelewa, bulgoce. Tam ktoś rozmawia? Idę szybko, ściana koło mnie się przelewa. Idę dalej, korytarz faluje, pręgi, ciemno, pręgi.
(Tajny dziennik)
Korytarz na jedenastym piętrze staje się dla Białoszewskiego – dosłownie! – ukoronowaniem bloku i „blokowania”. Tu najintensywniej – wzrokowo, słuchowo i cieleśnie – doświadcza nowych bodźców, jakich dostarcza socmodernistyczna architektura mieszkalna, tu też pozwala sobie eksperymentować ze swoistością mieszkania w wieżowcu.
(PK)
* Dziś galeria nie jest już powszechnie dostępna mieszkańcom, klatki odgrodzono od niej ciężkimi kratami, zrobienie powyższego zdjęcia wymagało więc bardzo skomplikowanych zabiegów o różnorodnym charakterze.