Zanikające krajobrazy. Chwasty, pola, nieużytki

Chciałem w bok, w pola, ale pies nie dał. Powrót nad grochowską wodę. Okrążenie. Wejście w pola od innej strony. To te moje lewe widoki szybowcowe. Ukazują się dwaj pijacy na ścieżce. Wymijam ich. Wchodzę w pola. Rozkopane. Mają budować. Kopy ziemi. Błoto, mgła usiadła. Idę, kręcę, nogi się lepią. Ale ciepło. Skowronki. […] W oparach. Idę po kałużach. Egzotycznie po bokach zielska, kępy ziemi, jak od jakich zwierząt. Czasem sterty szarych płyt. Gdzieś szumi woda. Płynie. Rów. Rura. Strumyk. Zielska. Wszędzie. Pachnie. Dziko.

(Tajny dziennik)

Chamowo to utwór zmontowany głównie z przestrzeni peryferyjnych, marginalnych i z gruntu niemiejskich. Młociny, Ząbki, Gocław, Siekierki, ale i Grochów (z czego zdaje sprawę miniwystawa Pustki, pola, łąki) to miejsca pograniczne, leżące współcześnie (lub dawniej) na obrzeżach metropolii, co oznacza, że mają one w sobie (lub miały, gdy Białoszewski zamieszkał po prawej stronie Wisły) pewną potencję: są gotowe do zagospodarowania. Białoszewski z rozczarowaniem, ale i zdziwieniem konstatuje ciągłe wycinki warszawskich „zielsk”, nagłe wyrastanie w ich miejsce bloków i wieżowców, jak chociażby wtedy, gdy o pierwszej w nocy wyruszył na Młociny, żeby oglądać zorze:

Porę wybrałem dobrą, ale zórz tego dnia nie było tam widać. Wieżowców przybyło. Od strony Powązek sterczały nieznane mi dalekie skały. Od ziemi traw, drzew przez czas mojego niebycia tu narosło. Ale zostało jeszcze pole widokowe.

(Chamowo)

Sam proces modernizacji Warszawy jest zresztą jednym z tematów utworu, ale opisuje się go nie przez zauważanie elementów nowych, lecz przez zapisy porannych i nocnych eskapad w miejsca, które w jego wyniku znikają lub za chwilę znikną. Budowanie nowych blokowisk opisuje się tu jako wyburzanie starych elementów miasta, wycinkę terenów zielonych, ciągłe rozkopy.

Wyobrażenie o Chamowie i okolicach jako miejscu niemiejskim jest wzmacniane, gdy Białoszewski porównuje swoje mieszkanie przy Lizbońskiej do pobytu na egzotycznych wakacjach, letnisku, czyli każe kojarzyć ten teren z miejscem poza miejscem właściwym i czasem poza czasem. Ważne są tu także jego praktyki tropienia łączek, nadwiślańskich krzaków, grochowskich zarośli i eksplorowanie obrosłych „zielskiem” peryferii (znajdujących się czasem bardzo blisko centrum miasta). Rwanie zielsk ze znikających pól i nieużytków zyskuje jeszcze inny wymiar:

Leżą świeżo wyrwane, nie wiem, czy w trakcie, czy to już koniec szału. Komu na tym zależy. Jakie wielkie, mokrozielone łopuchy, szczawie, chrzany. Czy i to zetną? Rzuciłem się, żeby trochę ich narwać. Skoro i tak grozi im zagłada.

(Chamowo)

(AK)