Park Skaryszewski
[…] i poszliśmy na spacer przez Saską Kępę do parku Skaryszewskiego. W parku Skaryszewskim, jak zawsze, ani żywego ducha. A wspaniale.
(Chamowo)
Przeciąłem Grochowską przy rogatkach, żeby obejrzeć Jeziorko Kamionkowskie i tyłami tego jeziorka dostać się na tyły parku Skaryszewskiego. Od pewnego czasu lubię tam w nocy nagle wychodzić. Jest tak nagle ciemno i głucho, że człowiek traci pewność ruchów. Potem się okazuje, że ziemia z piaskiem świeci jednak. Trawa też. A tylko pod drzewami jest czarno. Teraz świeciła woda. Szeroka, długa, żaby rechotały. Szedłem skarpą za Wedlem, za kościołem. Chciałem się przedostać na drugi brzeg, ale woda nie dała. Wróciłem do Zielenieckiej, do głównego wejścia. Po drodze usłyszałem tylko, jak jeden wołał do drugiego przy łowieniu ryb. A tak, to nikogo. Aleją parku jechał powoli wóz i światłami oblewał przód i boki z krzakami. Jak polewaczką wodną. Dostałem się i ja w reflektory, ale się minęliśmy. Skręciłem w rozarium. Jednocześnie zabawne i nudne. Potem latanina po całym parku. Aleje nie aleje, trawniki nie trawniki. Krzaki, mostki, świerkowy pagórek, kamienie. Zlatuję po tym w dół. Patrzę, świeci. Woda. Wracam, wciąż pustka. Krzaki, nogi mnie niosą w dół, patrzę, świeci. Ale nie. Wracam, sprawdzam, ziemia, piach, boisko. Powolusieńko zaczęło się przejaśniać, od nieba między chmurami.
(Proza stojąca, proza lecąca)
Wdałem się w piesze iście. W park Skaryszewski. Szumiał, podpuszczał zapachy jak wino, wiał niezimny wiatr, wchodziłem a to na polanę, a to na pojaśnione z placykiem, a to między tujowate sierści. Przy labirynciku ze szpalerów przypomniał mi się kryminał. Pod zameczkiem angielskim noc. Kobieta podejrzewa kogoś o złe zamiary, ten ktoś ucieka przed nią. Szpalerowy labiryncik. Ona za nim. Oboje się wkręcają w alejki. Wreszcie ją ogarnia strach. Słyszy jego przytajony zmęczony oddech.
Skręciłem w boczne półkole, między łąki, drzewa, krzaki. Pusto, uroczyście. Wielkie drzewa rozgałęzione i do góry, i do dołu, z talią niżej połowy. Co za zamiatanie trawy spódnicami. Uszedłem kilka kroków, obróciłem się, jak się zmieniło.
(Chamowo)
(KKZ)