„Miasto się odrąbało”

Miasto się odrąbało.

Ja wywindowany.

Na dziewiąte

(Moje nowe miejsce)

 

W filmie Andrzeja Barańskiego Parę osób, mały czas, opartym na Dzienniku we dwoje Jadwigi Stańczakowej i odpowiadającym czasowi pisania Chamowa, postać Mirona Białoszewskiego jest konsekwentnie ukazywana w cieniu, który można interpretować jako nieustanną, ale zawsze połowiczną, przynależność bohatera do świata choroby, przeszłości, starości, jako poruszanie się na granicy między dniem i nocą czy też jako połowiczny brak przynależności do świata żywych właśnie. Bohater filmu, podobnie jak narrator Chamowa, funkcjonuje na granicy światła i mroku, jada w środku nocy, a śpi w środku dnia, odbywa nocne wycieczki, zaciemnia lub zamalowuje okna, żeby odizolować się od światła dziennego:

Zasłony za bardzo przepuszczają światło. Biorę łemkowską kapę w pasy, staję na stoliku, umocowuję, siedzi. Na drugie okno narzuta w kratę. Teraz dobrze oddzielone od światła. Próbuję się położyć.

(Chamowo)

Ostatnio śpię w dzień, a urzęduję w nocy. Jest mi z tym najlepiej.

(Tajny dziennik)

 

„Na Lizbońskiej było jaśniej niż na placu – choć Gosia zaciemniła wszystkie otwory nieprzeniknionym aksamitem – i mniejszy kurz” – wspomina z kolei Ewa Berberyusz (w tomie Miron. Wspomnienia o poecie), uczestniczka legendarnych już „wtorków”, „owtorkowań” mieszkania, czyli literacko-towarzyskich spotkań Białoszewskiego z przyjaciółmi.

Już w tym sensie Białoszewski znajduje się poza czasem, w przestrzeni, którą można określić jedynie jako „dnionoc” czy „nocodzień”. Wysokie piętro bloku, podobnie jak sama przeprowadzka, dodatkowo wzmacnia poczucie dystansu, obcości, odgrodzenia, „wywindowania”, odosobnienia.

Chamowo faktycznie jest po części raportem ze świata półmroku i półcienia – zapisem choroby, dolegliwości, niedomagań, bólu, codziennego niemal ustalania i rozpoznawania swojego stanu zdrowia, ale i walki z ograniczeniami ciała:

Wstałem za wcześnie. Zaczął się upał. I ta moja mobilizacja. Pokonywanie w sobie obaw. Bo chciałem być odważny i stanowczy.

(Chamowo)

Sposób bycia w przestrzeni – rytm wychodzenia z domu i powrotów – ale i sposób funkcjonowania w mieszkaniu podporządkowane są tutaj ekonomii energii:

Trzeba jeszcze iść na EKG i do kardiologa, wstawić sobie zęby po wyjęciu niepotrzebnych […]. Codziennie do sklepu. Gdybym chciał jeszcze do tego sprzątać, to już bym się rozpłaszczył na podłodze. Przecież mam zachować siły na pisanie. A pisanie nie może wynikać z niczego. Na pisanie musi naciec życie, przeżycia, wychodzenia, obcowania, a do tego trzeba energii. Wiek podstarościowy pozbawia człowieka swobody przeżyciowej, w tym pełnym znaczeniu. […] Dlatego trzeba regulować energię. Przelanie wychodka kubłem lub michą wymaga wysilenia się. W mojej sytuacji.

(Chamowo)

Filmowy (i literacki) Białoszewski funkcjonuje na granicy światów również dlatego, że jest poza codziennością związaną z tym, co użyteczne, ekonomicznie potrzebne, jakby w kontrze do innych mieszkańców bloku przy ulicy Lizbońskiej urządzających się w swoich nowych mieszkaniach, otaczających różnymi sprzętami, nieustannie coś remontujących, wwożących meble do mieszkań. Żyje więc trochę poza rzeczywistością, nie przywiązuje wagi do tego, co materialne i powszechnie uznawane za potrzebne:

Przebudzili mnie Tadzio z Maliną. Przywieźli ze starego mieszkania walizę, plecak i torbę z czymś. […] Wołam

– co oni przywieźli! To miało iść do Stańczakowej, tu nie ma gdzie tego trzymać, u Stańczakowej mam swoje półki. […]

Wypakowali czajnik, to potrzebne, mydelniczkę, czajniczek, zbyteczny, bo jest już lepszy, szczotkę i szuflę, te już mam po dwie.

– co oni przywieźli? Prawie same niepotrzebne rzeczy!

(Chamowo)

Białoszewski mieszka alternatywnie, piekarnik służy mu do przechowywania książek, tworzy przedziwne kompozycje z przywożonych „zielsk”, kontempluje widoki lub lot gołębich piórek, słucha muzyki, wprawiając się w transy, i obserwuje wrony:

Wrony do pracy.

Ja ich obserwacy.

One gdzie?

                  na dwunastym.

Ja w dziewiątym piętrze.

Poleciałbym.

Chęci najprędsze

ale skrzydła mdłe.

(wiersz z cyklu Kontemplacja)

Żyje więc poza światem społecznej użyteczności, a w filmie został dodatkowo przedstawiony jako osoba nieradząca sobie z przyziemnymi czynnościami, takimi jak golenie, kupowanie żyletek albo koszul. Tymi sprawami, podobnie jak sprzątaniem i urządzaniem mieszkania, zajmują się znajomi, a zwłaszcza Jadwiga Stańczakowa.

Zbyt łatwe byłoby tu jednak mówienie o kontestowaniu albo nieporadności życiowej pisarza. O autobiograficznej motywacji takiej postawy egzystencjalnej poety mówią jego przyjaciółki (w tomie Miron. Wspomnienia o poecie), objaśniając paradoks braku zainteresowania dla codzienności i rzeczy codziennego użytku „piewcy codzienności”, pieca, gwoździa, banalnych zdarzeń i wszelkich „obrotów rzeczy”. Brak przywiązania autora do materialno-przedmiotowego wymiaru codzienności tłumaczy Helena Zaworska: „Bo to nie była miłość posiadacza rzeczy, tak dzisiaj rozpowszechniona, tak użytkowo-konsumpcyjna albo estetyzująca i wyrafinowana. To była miłość człowieka, który wszystko stracił, został z pustymi rękami, bez dachu nad głową. Nie posiadanie, nabywanie, ale utrata była źródłem jego ubóstwienia rzeczy”.

Jadwiga Stańczakowa również wskazuje w tym kontekście na doświadczenie braku: „Miron kiedyś był biedny przez całe lata i nauczył się nosić różne ciuchy po różnych ludziach. I jemu jest wszystko jedno, co nosi. Nawet woli stare od nowych. Nowych rzeczy nie lubi. Ileś lat temu, jak jeszcze nie był bogaty, dostał jesionkę od znajomego, który już wiele lat tę jesionkę nosił. Miron też już ją nosi ileś lat i nadal mówi, że jest dobra. Przyjeżdża z nią do Obór. Kiedyś Stacha ją zeszywała, bo była bardzo podarta, i mówiła: – Jak Miron może to nosić, takie dziadostwo. To do wyrzucenia”.

(AK)