Spacer po Bielanach

– Zwiedzimy trochę Bielany

Zielono, wąsko i elegancko. Do tego pusto i ciepło, zupełnie ciepło. I zupełnie późno. Lampy, lampichy.

Wychodzimy wreszcie na Marymoncką. Tą największą, z tramwajami. Światła. Wielkie domy, sklepy, sklepy

– Ameryka!

Taka na nasz użytek.

(Bielany z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

Szumy, zlepy, ciągi to prozy, w których narrator w trakcie chodzenia po współczesnym sobie mieście w latach 70. XX wieku nieustannie wywołuje przeszłość, przywołuje historię miejsc, porównuje miasto z przeszłości z tym, jakie właśnie ogląda.

Praktyka ta jest bardzo bliska powojennego „zwiedzania” miasta przez Białoszewskiego wraz z przyjaciółmi, o czym opowiada Stanisław Prószyński w tekście Poezja, teatr, muzyka (w tomie Miron. Wspomnienia o poecie):

„Wspólnie chodziliśmy po ruinach Starego Miasta, odwiedzaliśmy zwaliska kościołów, wspominaliśmy dawne domy, sklepy… Teraz nie były to już spacery, jak kiedyś, raczej coś w rodzaju pielgrzymek czy «nawiedzania» znajomych, umarłych miejsc. […] Te nowe «zwiedzania» Warszawy, która przeminęła, odbywaliśmy z głębokim wzruszeniem, ale i z wielką ciekawością, starając się z pamięci wyłowić dawny, na zawsze przepadły obraz ulic, domów, kościołów – teraz zamienionych w hałdy gruzu, sięgające nieraz wysokości pierwszego piętra i wyżej, jak na niektórych odcinkach ulicy Świętojańskiej czy Piwnej”.

Najbardziej reprezentatywne w tomie Szumy, zlepy, ciągi jest pod tym względem opowiadanie Bielany, w którym Białoszewski wybiera się z Żoliborza na nocną eskapadę z przyjaciółmi, Adą Buraczewską i Romanem Klewinem. Dostajemy w nim cały repertuar nazw ulic wymienianych przez spacerujących przyjaciół. Chodzą, dyskutują o tym, skąd mogła wziąć się dana nazwa, odtwarzają fragmenty historii, która do tego doprowadziła, przypominają sobie też biografie i historie patronów, odnajdują nowe ulice i nazwy, których nie znali z wcześniejszych, przedwojennych spacerów – wielu z tych nazw nie znajdziemy już na współczesnej siatce topograficznej tej okolicy. Przypominanie sobie czegoś w świecie Białoszewskiego oznacza również pójście w dane miejsce, obejście go dookoła, sprawdzenie, dotknięcie. Ich „opowieści przestrzenne” (Michel de Certeau) snute w trakcie chodzenia są praktykami pamięci, słowno-ruchowymi wywoływaniami miasta, którego już nie ma. Krążenie po meandrach pamięci jest jednocześnie „spacerem” po przeszłości miasta, a także rozpoznawaniem jego współczesnej topografii – jednej z „delikatnych teraźniejszości”. Wiedza i pamięć o różnych zakamarkach Warszawy doświadczanej i pamiętanej tworzą sieć połączeń, tras mentalnych i powiązań przestrzennych, których nie dostrzeżemy gołym okiem w przestrzeni miasta, jej materialnej tkance:

– chodźmy Babicką. Patrzcie, jaki ten dom narożny wkopany.

– Ma rodzaj fosy.

Wychodzimy na Cegłowską. Z latarniami gazowymi.

– Cegłów. Jeździłem na letnisko do Cegłowa. Mariawicka wieś. A Babice to dawniej mówiło się tak na Bemowo, kiedy zaczęli budować. A właściwie na Boernerowo. Tramwaj miał napis „Babice”. Mój Ojciec do dziś ma tam pół placu. Bo to  minister poczty i telegrafów Boerner zapoczątkował to osiedle.

–  Aha

– A potem, żeby nie było sanacyjnego ministra, to zmienili nieznacznie. To Be i to Be. Tylko krócej. Bema wszyscy znają, nikt nie śmie protestować. Podobnym sposobem zmienili Smulikowskiego na Spasowskiego.

Ten bliźniaczy prostokątny placyk idzie w ciągu uliczki Bogumiła Zuga.

– Bogumił Zug. Bogumił Linde. Starali się naprawdę spolszczać ci Niemcy. I znów coś bliskiego mi. Bo Zug budował ewangelicki kościół, a ten kościół jest koło mnie. Patrzcie, jaki tu jest głęboki cień. Drzewa gęściutkie, nastrój cmentarza. Ale to bok tego budynku.

(Bielany z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

(AK)