Plac Parysowski – ulica Szczęśliwa
„Do muru przylegał plac – niegdyś targowy, od roku składowisko rupieci – zawalony stosami naczyń blaszanych, żelaznych łóżek i dziecinnych wózków. Tu przed rokiem, po wielkiej likwidacji (czerwiec 1942), zwalano z martwych domów wszystko, co nie miało określonej wartości i nie mogło być zmagazynowane w specjalnych składach. Tu przed rokiem, podczas wielkiej likwidacji, mrowiły się tłumy niezamordowanych przy „selekcji” – tłumy kierowane ulicą przy murze w stronę bocznic kolejowych. Po likwidacji tu – w niektórych przyległych do placu blokach, oddzielonych od innych drewnianymi zagrodami – skupiły się resztki życia. Z kilkudziesięciu tysięcy pozostałych część żyła oficjalnie, pracując w warsztatach (tak zwanych szopach), i część nielegalnie, „dziko”. Wszyscy żyli ukradkowo: ścichli, niewidoczni na ulicach zielonych od wysokiego, wyrosłego w szparach bruków i chodników zielska.
[…]
Siwa żona oficjalisty, z naprężonym profilem – jakby zasłuchana w siebie (chora na serce, umarła wkrótce) – mówiła: „Jak dobrze, że tych Żydów wywieźli – jak tu cicho teraz – jak przyjemnie…”.
Bo przed likwidacją ta część graniczna nie miała dnia ani godziny ciszy i odpoczynku. Wielkim łukiem od Parysiaka do Leszna szedł szmugiel. Wieczny ruch, gwar, krzyki, nawoływania z okien getta do okien po „tej” stronie, targi, kłótnie współzawodników, płacz stratnych, turkot wózków, bieganina – nie ustawały na chwilę. Nawet ciszę świątecznych żydowskich wieczorów rozdzierał chór nędzarzy wołających do serc zamożnych”.
(Ludwik Hering, Meta)