Różni półpowstańcy (Wilcza 21)

Powstańcy wraz z ludnością cywilną napełniają worki ziemią przy bramie kamienicy Moniuszki 7 (poł. VIII 1944, fot. Eugeniusz Lokajski)

Powstańcy wraz z ludnością cywilną napełniają worki ziemią przy bramie kamienicy Moniuszki 7. Fot. Eugeniusz Lokajski, połowa sierpnia 1944 r.

Jeszcze jedno. W Śródmieściu było wybitne pomieszanie się cywilów z powstańcami. Dużo było opaskowców z pozoru. Różni półpowstańcy. Stany pośrednie. Skłonność do geszeftów. W ogóle różności.

(Pamiętnik z powstania warszawskiego)

Ludność cywilna wybierająca papierosy z rozbitego przez wybuch pocisku sklepu na parterze kamienicy przy ul. Siennej 5/7 (27 VIII 1944, fot. Joachim Joachimczyk)

Ludność cywilna wybierająca papierosy z rozbitego przez wybuch pocisku sklepu mieszczącego się na parterze kamienicy przy ul. Siennej 5/7. Fot. Joachim Joachimczyk, 27 sierpnia 1944 r.

W izdebce – oprócz mnie – znajdowało się jeszcze pięciu ludzi, ale żaden z nich nie wyglądał na powstańca. Wszyscy traktowali mnie chłodno, jakby w obawie, że mogę na nich ściągnąć nieprzewidziane kłopoty. […] Tymczasem nie wiadomo którędy do szpitala ściągały wciąż nowe ofiary ostatnich potyczek. […] Komórki szpitalne zapełniały się w szybkim tempie i wkrótce skończyło się moje kłopotliwe sam na sam z podnieconymi cywilami. Dodano nam najpierw jakiegoś harcerzyka z „Mathekingu” z czyściutkim przestrzałem lewego płuca, a później jeszcze dwóch ludzi poszarpanych przez odłamki. […] drugi zaś przyszedł z dłonią tak dokładnie oprawioną, jakby mu ją zmielono w maszynce do mięsa. […] Położył sobie swój źle zabandażowany kikut w zgięciu zdrowej ręki i trzymał go uważnie jak termos z herbatą. […] Leżałem tuż koło niego pod ścianą i dlatego od pierwszej chwili zobaczyłem to, czego inni jeszcze nie dostrzegli. Zastanawiałem się, jak mu o tym powiedzieć, nie zwracając niczyjej uwagi, ale żaden pomysł nie przychodził mi do głowy, a myśl o podniesieniu się z materaca była dla mnie czymś niedorzecznym

[…]

Powiedziałem najciszej, jak tylko potrafiłem:

– Człowieku, popatrz na rękaw.

[…]

– Spokojnie – powiedziałem, korzystając z hałasu na schodach. – Od nich niczego nie widać. Niech pan się nie śpieszy.

Mordował się z tym długo, wreszcie skończył.

– Proszę to zwinąć i dać mi do ręki, kiedy się położę.

– A co wy z tym zrobicie?

– To moja sprawa.

– Nie życzę sobie, żeby ktoś…

– Do licha – powiedziałem – teraz ja nie mam ochoty na rozmowę.

Położyłem się, a on sapiąc ze wściekłości, wsunął mi zwinięty w kulkę gałganek do ręki. Zacisnąłem go mocno i czekałem na Wiśkę. Wpadła po chwili zgoniona.

[…]

– Przebieramy się – powiedziała, klękając w nogach mojego materaca. – Tylko musimy to zrobić szybko. Niemcy już są na podwórzu.

[…]

– Słuchaj – powiedziałem. – Weź to i zapchaj w jakąś dziurę. Ale uważaj, żebyś z tym nie wpadła. Oni nie są objęci żadną konwencją.

– Kto?

– Przeczytasz po drodze.

Zasłoniła się przed wzrokiem lamentujących mężczyzn i rozwinęła gałganek, który jej podałem.

– No, patrzcie – szepnęła. – To pan? Czarny chłopak skrzywił się z niechęcią.

– Jeżeli pani ma jakieś uprzedzenia, to proszę mi to zwrócić.

– Plecie pan głupstwa.

– Oczywiście. My zawsze pleciemy głupstwa. A wy mówicie same prawdy wiekuiste.

– Ech, wie pan… – Machnęła ręką i schowała jego opaskę pod blezer. I w tej chwili na schodach zadźwięczały podkute kroki. Cały szpital – tak jak dotąd rozpaczał jednym głosem, tak teraz równocześnie zamarł w milczeniu. Kroki były już blisko. Słuchałem i myślałem: Wiśka ma opaskę Armii Ludowej. Wiśka ma opaskę… a wtedy oni stanęli w drzwiach.

(Aleksander Ścibor-Rylski, Pierścionek z końskiego włosia)

(IP, KS)