Widać, że porcelana (Miodowa 14)
Więc chyba to tego dnia po coś na chwilę zerwałem się z desek, bo przecież się leżało, jak nie stało się we framudze, i poleciałem na podwórko. Może po filiżanki. Do sąsiedniej klatki schodowej. W tym samym rogu, tylko ze schodów obok. Też spopielone piwnice. I zaraz znalazłem. Bo mama Swena powiedziała:
– Mirek, ty tak potrafisz wynajdywać. A mnie by się przydały jakieś naczynka. Filiżanki. Bo mamy za mało słoików. Na pewno będą.
I były. Zaraz były. AK wszedłem. Rozejrzałem się. Pogięte. Przypalone. Ale widać, że porcelana. I że w kwiatki. I że od kompletu. Ze spodeczkami. Ucieszyłem się. Wygrzebałem. Zaniosłem. Mama Swena też się ucieszyła:
– O, jak to dobrze, będzie w czym dawać.
(Pamiętnik z powstania warszawskiego)
Różowe moje spodeczki,
Kwieciste filiżanki,
Leżące na brzegu rzeczki
Tam kędy przeszły tanki.
Wietrzyk nad wami polata,
Puchy z pierzyny roni,
Na czarny ślad opada
Złamanej cień jabłoni.
Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana
Bryzgami kruchej piany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.Zaledwie wstanie jutrzenka
Ponad widnokrąg płaski
Słychać gdzie ziemia stęka
Maleńkich spodeczków trzaski.
Sny majstrów drogocenne,
Pióra zamarzłych łabędzi
Idą w ruczaje podziemne
I żadnej o nich pamięci.
Więc ledwo zerwę się z rana
Mijam to zadumany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.Równina do brzegu słońca
Miazgą skorupek pokryta.
Ich warstwa rześko chrupiąca
Pod mymi butami zgrzyta.
O świecidełka wy płone
Co radowałyście barwą
Teraz ach zaplamione
Brzydką zakrzepłą farbą.
Leżą na świeżych kurhanach
Uszka i denka i dzbany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.Washington D.C., 1947
(Czesław Miłosz, Piosenka o porcelanie)
(IP, KS)