Kradzież na jesiennych wczasach

(Wczasy; północ)

Opowiadam sen z nożami
Wychodzę na drogę
jakiś cień się plącze
niepewność z odbiciem
— panie, sklep okradają
ja
— gdzie?
— widzi pan?
widzę
— podszedłem, a oni kamieniem, słyszy pan, jak piłują?
słucham, piłują
— piłują
krzyczę
— kto tam piłuje?! oni nie dają se przerwać
cień do mnie
— pan jest tu stróżem, niech pan
ja
— ja nietutejszy
— niech pan zrobi alarm, ja poczekam
staje
ja idę do swoich, śpią, budzę
— sklep okradają
— to trzeba dzwonić
— nie ma jak
— iść do pokojowej
— gdzie?
— nie wiemy
— na komisariat
— do miasteczka?
— no tak, i to prędko
— w dodatku brać udział w sprawie
— a co tam do kradzenia jest w tym sklepie
— dżemy
— to może oni głodni
— pewnie podpici
— a, kasa
— na noc biorą
— to po co oni piłują?
— podpici
— wódki tam nie ma
— jest piwo
— a, to po piwo, to pewnie ci z warsztatów obok, potem naprawią te kraty i jeszcze zarobią, a to niech sobie to piwo wezmą
— i ja tak myślę
—  idź spać

(Kradzież na jesiennych wczasach z tomu Rozkurz)


18 kwietnia

[…]

W zeszłym roku na jesieni wyszedłem o dwunastej w nocy na spacer na róg czarnej drogi i kocich łbów, była zupełnie błotnista, czarna noc, zacząłem iść po kocich łbach w stronę obór z krowami i sklepiku. Z jedynym światełkiem, bo tak to ciemno. Idę, a tu jedno z drzew zaczyna iść naprzeciwko. Nie wiem, czy idzie do przodu, czy do tyłu. Staje. Wracam się, znów idę naprzód.

A ten, co nie był drzewem, szedł, to w bok, to w tył, to naprzód. Postanowiłem iść naprzeciwko, nie uciekać. Woła do mnie, a już domyśliłem się, że pijany
– Panie, pan tu pilnuje?
– Nie, a o co chodzi?
– Trzeba wezwać milicję, ten sklep okradają, o, słyszy pan, jak piłują
Słucham. Piłują. Piłują kłódki.
– O widzi pan, widać ich.
Spojrzałem. Było ich widać. Piłowali w świetle wystawy od sklepu. Tamten mówi do mnie
– Niech pan idzie kogo zawiadomić, bo jak ja do nich podszedłem, to odgonili mnie cegłą.
Podszedłem kawałeczek w stronę piłujących, bałem się podejść bliżej, żeby nie dostać cegłą, i zawołałem
– Kto tam się dobiera do sklepu! Hej!
Ale oni sobie nie przeszkadzali. Więc odszedłem. Tamten namawiał mnie, żeby iść kogoś wezwać. Ja z początku myślałem, żeby może wezwać, ale trudno było do kogoś nagle zacząć się dobijać. Wróciłem do naszego pawiloniku. Zapukałem do Stachy i Jadzi, bo akurat były wtedy w Oborach, też na pobycie, tylko na parterze i opowiedziałem im całą sytuację. Z początku się zastanawialiśmy, czy nie budzić kogoś. Ale przecież pałacyk główny zamknięty. Trudno się dobić. Na pięterku jedna z pracujących tu mieszka. Ale z kolei ja się zastanawiałem, co tu się wdawać w protokoły, w sprawę sądową. A zresztą, co oni tam mają do kradzenia? Stacha stwierdziła, że chyba piwo.
– Zachciało im się piwa. A to niech okradają sklep, zabiorą im piwo, a potem sobie jeszcze dorobią dorabianiem tych upiłowanych przez siebie kłódek. Bo na pewno oni są z tego PGR-u tutaj. Obok.
Jednak, jak się rano okazało, nie okradli sklepu tutejszego. Widocznie ich spłoszyliśmy z tym chwiejnym po ciemku. Poszli do wsi obok. I tam okradali. Ale ich przy tym nakryli.

(Tajny dziennik)