Cmentarze ewangelickie (Żytnia i Młynarska)

„Jest niedziela. Południe. Słońce. Uciekłem z piórem, papierem na kalwiński cmentarz. (Dwie minuty od mojego domu). Najbardziej niebieskie niebo, najbardziej kolorowe drzewa. Siedzę przy byle jakim grobie. Ptaki słychać. Liście spadają. Jest ostatecznie pięknie. Tylko o metr-dwa nad ziemią; o kilkanaście metrów od ulicy, kilkanaście godzin od roboczego poniedziałku – każdej chwili w każdym miejscu włos od śmietnika”

– pisał Ludwik Hering do Józefa Czapskiego w niedzielę 18 X 1959 roku (Czapski, Hering, Listy,  t. 2). Nie każdy wolny dzień Hering spędzał w łóżku w swoim bloku przy Karolkowej. Cmentarz ewangelicko-reformowany, czyli kalwiński na ulicy Żytniej, był najbliższym miejscem wytchnienia, snucia refleksji dla zamieszkałego rzeczywiście nieopodal Ludwika Heringa. Stanowi miejsce idealne do zapisywania przemyśleń o przemijaniu, o biblijnych tłumaczeniach, o jego ulubionym starotestamentowym autorze, Kohelecie, o innych ważnych pisarzach, np. Montaigne’u, w ogóle o tradycji kalwińskiej, którymi dzieli się potem listownie z Czapskim i ustnie z Mironem. Opowieść o „jednej z ostatnich kalwinek”, „która umierała od kilku tygodni w domku przycmentarnym, gdzie mieszkała z młodszą od niej pomyloną siostrą” znamy więc właśnie z dwóch źródeł: listu Heringa do Czapskiego (Czapski, Hering, Listy,  t. 2) oraz fragmentów z Tajnego dziennika Białoszewskiego. To właśnie z tego drugiego przekazujemy dowiadujemy się, jakie były przesłanki wysokiej oceny kalwinizmu sióstr.

Czasem jednak Hering zapominał pióra czy papieru, spacerując czy odpoczywając na cmentarzu albo po prostu było już za ciemno czy niewygodnie, żeby coś zanotować:

„O zmroku już zaszedłem na kalwiński cmentarz i natknąłem się na grób Oderfeldów. Taka granitowa pionowa kanapa z płaskorzeźbą pana z wąsami i brodą. U dołu z boku cytat z Dantego – trudno czytelny przy migocie świeczek. Wracając do domu (bliziutko – druga strona ulicy), przepowiadałem sobie tekst w głowie, wiedząc, że deformuję, ale jako tako doniosę.

Zastałem Mirona z Ludmiłą w kuchni i od progu recytowałem:

… Najstraszniejsze jest w chwilach szczęścia

Wspomnienie szczęścia minionego.

Docenialiśmy z Mironem prawdę tej przewrotności. Każdy z nas z inną biografią o to trącił. Żeby nie ruszać głębiej, trzepotałem czymś potocznym. Ot, po długiej szarzyźnie słoneczny, rozkwitły dzień – no i właśnie nagle równolegle dotkliwe doskwieranie.

[…]

Miron po tygodniu u mnie. Ja mu, że sprawdziłem n cmentarzu w dzień i cytat jest inny:

Nic tak nie boli

Jak chwile szczęścia spędzone w niedoli.

Miron zgorszony, że to truizm z nagrobkowej grafomanii.

Nalega uporczywie: ale jak Dante? Jak Dante?

Mówię – że właśnie tak.

Miron się niecierpliwi: ale to, coś ty wtedy mówił.

Odpowiadam: no to właśnie ja. Poetą się nie jest – poetą się bywa i mnie się to właśnie, a nie Dantemu, zdarzyło”.

(Czapski, Hering, Listy, t. 2)

Relacjonuje tak w liście z 30 maja 1981 roku, ale o wydarzeniu, które miało miejsce w „zaduszki kilka lat temu”. Niedowidzenie, słaba pamięć są tu ważnymi źródłami twórczości i refleksji. Hering był znany z długich, rozpasanych monologów ustnych, ale jednocześnie powściągliwości, zwięzłości i celności w formułowaniu myśli w piśmie, można z tej korespondencji z Czapskim wyławiać pojedyncze zdania mające walor sentencji czy aforyzmu. W tym kontekście warto spojrzeć na tę anegdotę jako autotematyczną, właściwym przedmiotem staje się samo tworzenie, pewien element przypadkowości w nim.

„Ostatni prawdziwy kalwin” (według własnych słów) po swojej samobójczej śmierci w grudniu 1984 roku zostaje pochowany w grobie rodzinnym na cmentarzu luterańskim. Pośród licznych Heryngów i Folców (rodzina matki) pozostaje zapisany przez „i” .

 

Grób Ludwika Heringa. Fot. Tomasz Kaczor, 2022 (Muzeum Warszawy)

(IP)