Letnisko Świder i rzeka Świder

Świder. Jak wyłysiał. Rzeka naszych przodków. Warszawskich. To kiedy tu siedzieli? Za Juliusza Cezara czy za Homera. Czyli nie jako półmałpy? Ale może byli głupkami. Tu baba goniła kurę, tam chłop leżał w trawie. No tak, tam Grecja, Rzym, kultura, a tu co? Chociaż i dziś chłop leży w trawie, baba goni kurę. Tyle że patrzą w telewizję za chwilę.

Pociąg rusza ze Świdra. Patrzę za peronem. Oglądam się. Panienka też wyciąga szyję w tamtą stronę. Ja znów się oglądam. Ona jeszcze raz wyciąga szyję. No tak. Oglądamy się oboje – kto wie – za tą osobą. Łączą nas nie tylko narodziny, śmierć, wspólne przedziały i przychodnie, język, zależności, ale jeszcze te oglądania. To ci autokompromitacja! I nie ma na nią rady, co gorsze. W Otwocku, w taksówce szofer coś zagadał, ja nic. Pod koniec szofer znów coś zagadał, ja nic. Pod koniec szofer znów:

– taka pogoda, oj, co za lato

– co pan chce? – zacząłem nagle bronić tego lata, bo mi się bardzo udało – popadało, popadało, a teraz pogoda, ciepło

– nieciepło – przeczy łagodnie

– ciepło

(Ożywienie z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

– Pociągi się opóźniają ciągle. Do Świdra.

Agnieszka tu się nie boi jakoś wracać w nocy. Ale w Świdrze nie lubi wieczorem iść do stacji. Ze szkoły spory kawałek. Najgorsza łobuzeria na stacji, koło stacji, stoją pod ścianami rzędem albo obstawiają przejścia.

– Można się nieraz przebić. Szybko. Ale nieraz zaczepiają. Wtedy nie można okazywać pogardy. To grozi po prostu nawet i nożem. Niedawno koleżanka nauczycielka, młoda, ładna, taka czarnobrewa, wracała do Śródmieścia o siódmej wieczorem. Akurat było dość pusto. W przedziale obok leżał pijak na podłodze. Wsiadło na Stadionie dwóch czy trzech pijanych, zaczepili czarnobrewą, ona im odpowiedziała coś o piaskownicy. Potem chciała przejść. To ją złapali. Na pomost. I jeden otwierał na siłę drzwi, a drugi ją trzymał. Drzwi uchylili i chcieli ją koniecznie wypchnąć z pociągu.

(Chamowo)

 

Po drodze i przed dworcem błazeńska ilość pijaków. Ani to sobota, ani pierwszy, ani nawet piętnasty. Na ławce w Świdrze leży dwóch, trzeci nad nimi.

(Ożywienie z tomu Szumy, zlepy, ciągi)

– Milicja już nie może opanować golasów na wybrzeżu. Tyle ich. Napisali w gazecie „Pierwszy ze swoim fiutem pokazał się Janusz Głowacki, dziennikarz”. Był Mikołaj B. Opowiedział o wyspie nudystów na Świdrze. Więc kto na tej wyspie: Lisowski, Kałużyński, Byk-Starowieyski, kilka pań. Milicja chodzi i pilnuje, żeby im nie przeszkadzać. Bo to dewizy.

(Tajny dziennik)

 

Istotny składnik praktyki kulturowej, jaką były w okresie przedwojennym – lub mówiąc językiem varsavianistów: w dawnej Warszawie – wyjazdy na letniaki, stanowiły kąpiele i plażowania. Będąca krajobrazową ozdobą Linii, a współcześnie także granicą miast Józefów i Otwock, rzeka Świder spełniała z nawiązką kryteria plażowej formy wypoczynku. Ten niedługi (ok. 90 km) prawy dopływ Wisły jest czysty i ogólnie płytki, ma piaszczyste dno i w wielu miejscach także piaszczyste brzegi. Płynie malowniczymi zakolami i tworzy liczne łachy. Poza wybranymi miejscami, w których natrafić można na niespodziewane głębiny, spadki (progi) lub wiry wodne („świdry”), kąpiel w rzeczce Świder oznacza raczej brodzenie po kostki w ciepłym „bajorze” albo przechodzenie w wodzie po kolana na przeciwległy brzeg. Opracowany w 1938 roku informator turystyczny Lato pod Warszawą zapewniał, że w odróżnieniu od Otwocka nad Świder nie ściągają prątkujący chorzy. Okolica to czysta, higieniczna, związana wyłącznie z błogim wypoczynkiem.

„W pobliżu Otwocka, na szlaku Anin–Pilawa leży Świder. I terenowo, i klimatycznie posiada warunki podobne do Otwocka. Różni się jednak tym, iż przez Świder płynie szeroko rozlewająca się, o podłożu piaszczystym rzeka…” (pierwszy fragment publikacji Letniska Falenickie).

W okresie PRL obok Liwca, nieco jednak bardziej odległego od Warszawy (dojazd kolejką małkińską do przystanku Urle), pozostawał Świder jedną z niewielu stosunkowo niezanieczyszczonych rzek umożliwiających bezpieczną kąpiel. Również współcześnie podczas letnich wakacji przy odpowiedniej pogodzie na nadświdrzańskich plażach nie da się wetknąć ni jednej szpilki. „Niewysoko, nienisko, fenomenalne letnisko” – śpiewa dziś o Świdrze zespół Świdermajer Orkiestra. Nadal popularne są spływy kajakowe w dolinie Świdra, ku ujściu do Wisły i pod prąd, w stronę Kołbieli. Z 238 ha i 41 km rzeki już w 1978 roku utworzono rezerwat przyrody.

Piosenka Świder z debiutanckiego albumu zespołu Świdermajer Orkiestra

Ale wakacyjni osadnicy z Linii zażywali wodnych przyjemności nie tylko w Świdrze. Kąpiele w rzece z prawdziwego zdarzenia umożliwiała… Wisła, która na swoim okołoświderskim odcinku jest zresztą wyjątkowo malownicza. Bujna roślinność, meandry, łachy, łęgi i plaże z czystym, żółtym piaskiem. Rezerwaty: Wyspy Świderskie i Wyspy Zawadowskie. Linia, nie inaczej niż sama Warszawa, zupełnie odwróciła się po wojnie od coraz bardziej zanieczyszczonej Wisły. Tymczasem informator turystyczny z 1938 roku silnie akcentował położenie letnisk na Linii nad królową polskich rzek.

„Miedzeszyn Nowy. Czwarte letnisko należące do gm. Falenica. […] Letnisko położone w dół od toru kolejowego, w kierunku szosy Warszawa–Otwock, zbliża się do rzeki Wisły odległej o 1,5 km. Miedzeszyn Nowy graniczy z Zatrzebiem, Falenicą Willową (Starą), Aleksandrowem, Wiązowną. Bliskie sąsiedztwo z Wisłą umożliwia sporty wodne i rybołówstwo” (drugi fragment publikacji Letniska Falenickie).

Ze współczesnej perspektywy brzmi to „bliskie sąsiedztwo Wisły” co najmniej kuriozalnie. Ale widok zapoznanego, niewykorzystywanego potencjału krajobrazowego napawa zwyczajną nostalgią, podobnie jak wykruszanie się świdermajerów.

plaze_nadwislanskie

Podwarszawska pustynia. Wydmy. Wiślane plaże na wysokości Kępy Falenickiej i Kępy Zawadowskiej. W oddali widoczna elektrociepłownia na Siekierkach. Fot. Maurycy Przyrowski

Być może omija to nudystów i amatorów cielesnych igraszek na łonie przyrody, którzy w miedzeszyńskich chaszczach, nieopodal tajemniczej jednostki wojskowej, cieszą się zupełnie intymną atmosferą.

Jest więcej niż prawdopodobne, że Miron Białoszewski jako dziecko przyjeżdżał z matką nad Świder podczas letniego wypoczynku w drewnianym domku w Radości. Otwock, Świder, lato, pogoda składają się Mironowi w jeden ciąg skojarzeń. Ale już jako dorosły człowiek widzący Świder z okna pociągu podczas jazdy do szpitala w Otwocku i wprawny autor tekstów literackich zwraca uwagę na inny wymiar „rzeki naszych przodków”. „Oglądania” naprowadzają go na myśl, że rzeka Świder „wyłysiała”. Nie robi wcale „antycznego”, więc eleganckiego czy szlachetnego, wrażenia. Nie wybija się ponad podmiejski poziom, wtopiła się w peryferyjny, przykurzony krajobraz Linii lat 70. Stała się częścią tego samego zdegradowanego uniwersum, charakteryzującego się mnogością pijaków, łobuzerii, nieprzyjemnych incydentów na przystankach kolejowych czy podczas podróży. Zamiast rekreacji mieszczańskich rodzin wśród sosenek – baba i chłop przed telewizorem, zamiast nurzania się w ciepłej wodzie – dystansujące „oglądania”. Nawet jeśli Miron Białoszewski nie znał prawdopodobnej etymologii nazwy Świder, to jego starożytnicze skojarzenia okazują się nad wyraz trafne: rzeka Świder ma wywodzić swoją nazwę od prasłowiańskiego wyrazu swid, oznaczającego wodę, wilgoć, błyszczenie, lśnienie. Ale to pierwotne osadnictwo letnie nad „lśniącą” rzeką jakby rozpłynęło się w jej nurcie.

Właśnie nad tą „wyłysiałą” w XX wieku rzeczką sytuuje się geneza świdermajerów. Warto pamiętać, że wzorzec „z praczasu” dla lokalnego stylu w architekturze drewnianej ustanowiło kilkanaście domów zaprojektowanych i umieszczonych przez Michała Elwira Andriollego w majątku nazwanym przezeń Brzegi, w całkowicie dziewiczych wówczas okolicach. Andriolli był utalentowanym rysownikiem, zapamiętanym przez historię kultury dzięki opatrzeniu ilustracjami Pana Tadeusza. Jako nadświdrzański architekt-wizjoner Andriolli zainspirował się stylem szwajcarskich kurortów. Ale w świdermajerowskiej ornamentyce wyraźne pozostają wpływy rosyjskiego snycerstwa i północno-wschodniej sztuki budowy werand. Artysta studiował w Petersburgu malarstwo, wziął udział w powstaniu styczniowym, w 1866 roku zesłano go na katorgę na Syberię. Wolą Andriollego było, aby po jego śmierci w Brzegach powstało sanatorium dla uboższych, w tym dzieci. Bieg historii pod zaborami przekreślił realizację takiego planu. Po I wojnie światowej część majątku pozostawała w rękach rodziny, resztę nabył skarb państwa, aby w drewnianych willach mogły odbywać się letnie kolonie dla dzieci pocztowców. Po II wojnie światowej świdermajery pamiętające „czas ony” obróciły się w ruinę. W latach 70. uprzątnięto resztki i fundamenty, na terenie dawnego majątku Brzegi pojawiły się, oprócz hotelu dla pracowników służby zdrowia (domu pielęgniarek), typowe dla epoki, prymitywne domki kempingowe: „kultura wilegiatury” ustąpiła miejsca „kulturze FWP”.

Miron Białoszewski – wnosząc oczywiście z przedziału czasowego: lata 70. – przekraczał rzekę Świder pociągiem elektrycznym (skądinąd linia Grodzisk Mazowiecki – Otwock była jedną z pierwszych zelektryfikowanych tras kolejowych w Polsce). I to do przystanku kolei elektrycznej w Świdrze boi się wieczorem chodzić samotnie Agnieszka.

Przystanek Świder współcześnie. Fot. Halo tu Wawer

Przystanek Świder współcześnie. Fot. Halo tu Wawer

Każe to przypomnieć drugi ważny środek transportu na Linii: kolejkę wąskotorową, zwaną potocznie samowarkiem. W okolicy hotelu i parku wodnego sieci Holiday Inn, u wylotu ulicy Turystycznej w Świdrze, a zatem tu, gdzie obecnie mieszkańcy Otwocka, Józefowa i okolic tłumnie ściągają latem nad swoją rzeczkę (oficjalnie jest to nawet Otwocka Plaża Miejska), znajduje się dość charakterystyczny most.

Dawny most wąskotorówki. Fot. Michał Mroziński, Halo tu Wawer

Dawny most wąskotorówki. Fot. Michał Mroziński, Halo tu Wawer

Dziś służy za rodzaj kładki wyłącznie dla pieszych i rowerzystów. Ale gdy się mu przyjrzeć baczniej, nie sposób nie zwrócić uwagi na przęsła charakterystyczne dla mostów kolejowych – wtajemniczeni nie mówią o nim jako o „mostku pieszym na Turystycznej”, ale jako o „starym moście kolejki”. Szlak kolejki jabłonowsko-karczewskiej zaczęto stopniowo likwidować zaraz po wojnie. Obecność wleczącej się, dymiącej i hałasującej ciuchci przeszkadzała zwłaszcza na ulicach „metropolityzującego się” Grochowa. Przed wojną samowarki woziły letników i stałych mieszkańców Wawra, Letniska-Falenicy, Otwocka i Karczewa, natomiast podczas okupacji przysłużyły się, zaopatrując warszawian w świeże mięso i wędliny; Karczew jako zagłębie rzeźniczo-masarskie nazywano żartobliwie „prosiakowem”.

Galeria: kolejka wąskotorowa

Kolejka wąskotorowa

Scena z filmu Zakazane piosenki, w której jadące kolejką baby do piosenki Teraz jest wojna… w tle demonstrują dumnie balerony i szynki schowane za pazuchami i pod spódnicami, domyślnie odnosi się do nielegalnego przerzutu żywności ciuchcią do Warszawy.

W Karczewie znajduje się pomnik samowarka. Opatrzono go tabliczką ze znamiennym napisem, który głosi, że w latach wojennych kolejka jabłonowsko-karczewska była „Drogą Życia” dla Warszawy.

Pomnik kolei wąskotorowej w Karczewie. Fot. M. Mroziński, Halo tu Wawer

Pomnik kolei wąskotorowej w Karczewie. Fot. Michał Mroziński, Halo tu Wawer

Miron Białoszewski do kolejowego aspektu Linii odnosi się bardziej powściągliwie, w każdym razie bez patosu. Policzywszy w myślach, ile czynnych i nieczynnych obiektów transportu kolejkowego odszukać można między Wawrem a Śródborowem, trudno nie przyznać Mironowi racji, że jest to przestrzeń zdominowana przez „nudno-ciekawe” stacje. Upamiętnienie wąskotorówki jednakże potwierdza dobitnie fakt, że Linia jest linią.

*

Świder wraz z najbliższymi okolicami znalazł poczesne miejsce w twórczości poetyckiej Kamila Sipowicza, urodzonego w Otwocku. W 2005 roku ukazał się jego tomik zatytułowany Świder metafizyczny (wyd. Świat Literacki). Wiersze poświęcone Świdrowi czy Józefowowi korespondują z „donosami” Mirona Białoszewskiego z Linii i je dopełniają w tym znaczeniu, że autor reprezentujący znacznie późniejsze pokolenie artystyczne (ur. 1953) również okazuje się wrażliwy na wielowarstwowość – zarówno przestrzenną, jak i znaczeniową – okolic Otwocka. „Letniska mazowieckie” mają złożoną genealogię, dawno zapomnianych mieszkańców różnych wyznań, przeszywają je nurty i podziemne antynurty. Meandrowatość albo raczej świdrowatość rzeczki podnoszącej urokliwość podmiejskich osiedli może oznaczać pewne powykręcanie, nawet wężowatość. To ona jest znakomitym wstępem do metafizycznych poszukiwań. Tak – wczuwając się w poetykę Białoszewskiego – Kamil Sipowicz wspomina swoją kąpiel w „rzece przodków”: „W Świdrze się urodziłem, w Świdrze się kąpałem. W Świdrze się topiłem. Dziadek spał na plaży. A ja w górę i w dół. Lustro wody Świdra było tuż tuż i już miałem zaczerpnąć powietrza, szedłem na dół. I tak kilka razy. Dziadek się obudził i mnie uratowali. Potem jeszcze zostawił mnie na Helu, ale to inna historia”. Jak się topić, to w głębokim Świdrze!

(WKP)

Dziękujemy pani Barbarze Wizimirskiej, Halo tu Wawer oraz Maurycemu Przyrowskiemu z Foto Falenica za udostępnienie zdjęć. Dziękujemy panu Kamilowi Sipowiczowi za komentarz poetycki oraz zespołowi Świdermajer Orkiestra (FB) za udostępnienie nagrania.

halo tu wawer10299958_544851805661271_5091911961882358114_n