Wrocław

Wrocławskie czynniki miarodajne ogarnęła mania. Na oko nieszkodliwa, ale jednak dla nas wrocławiaków nader nieprzyjemna. Otóż zmiana nazw ulic. Jest we Wrocławiu ulica, której nazwa została zmieniona 7 czy 6 razy. Nie lepiej dzieje się z dzielnicami. Dzielnica, w której mieszkam, nazywa się Kożuchów. Ale najpierw nazywała się Zięplin, potem Biskupin, następnie Sępolno, teraz Kożuchów, ale nie wiem, czy jutro nie obudzę się na przykład w Psinowicach.

(U nas we Wrocławiu – migawki Wrocławskie)

Obecnie we Wrocławiu można umówić się na skrzyżowaniu Kossak-Szczuckiej i Hłaski czy przespacerować się ulicą Tyrmanda. Postać Marka Hłaski została upamiętniona Uchwałą nr XXXIII/206/91 Rady Miejskiej Wrocławia z dnia 23 listopada 1991 roku, kiedy to „nowo powstałym ulicom położonym między ulicami: Mińską, Jana Parandowskiego, Trawową i Roślinną” nadano nazwy: „ulica Leopolda Tyrmanda”, „ulica Marka Hłaski”, „ulica Zofii Kossak-Szczuckiej”, „ulica Edwarda Stachury”, „ulica Marii Rodziewiczówny”. Klucz doboru był w tym przypadku pisarski, istotna była rola pisarki i pisarzy dla polskiej kultury, a nie samego Wrocławia. Żywa pamięć o Marku Hłasce ogarniała wówczas raczej obszar jego twórczości, a nie kilkuletni – z przerwami – pobyt w stolicy Dolnego Śląska.

Jak zauważył Jerzy Jastrzębski, znacznie łatwiej pisać jest o mieście w latach, w których przebywał w nim Marek Hłasko, niż o czasie spędzonym w nim przez przyszłego pisarza, który nie jest jednoznacznie kojarzony z Wrocławiem i który gdziekolwiek był, raczej nie opisywał miejsc, tylko ludzi. Hłasko zapełnił w swoim dziecięcym (młodzieńczym?) dzienniku kilka o Wrocławiu, a pod koniec 1948 roku dopisał jeszcze do tego krótki fragment zatytułowany U nas we Wrocławiu – migawki Wrocławskie. To z niego pochodzą cytowane rozważania dotyczące zmiany nazwy wrocławskiego osiedla Sępolno. Jerzy Jastrzębski uważa, że w twórczości autora Pięknych dwudziestoletnich jest to najobszerniejszy fragment poświęcony materialnej stronie miasta (wyłączając Warszawę). Wspomniane zapiski pokazują, że Hłasko z jednej strony zdążył nieco lepiej poznać Wrocław, z drugiej że nie pozwalał czytelnikowi odnieść wrażenia, że się w nim zadomowił. Kiedy opisuje mecz bokserski, nie staje po stronie bokserów z Wrocławia, relacja jest zgoła reporterska, notująca zaobserwowane reakcje mężczyzn na widowni. Można by nawet przypuszczać, że przytoczona kwestia „Wrocław tem-po”, wykrzykiwana przez kibica, traktowana jest z dozą ironii. Na szeregowym domu przy ulicy Marcina Borelowskiego 44, w którym mieszkał Marek Hłasko, znajduje się obecnie tablica pamiątkowa, umieszczona przez Towarzystwo Miłośników Wrocławia z inicjatywy Zyty Kwiecińskiej, kuzynki pisarza, odsłonięta 14 czerwca 1989 roku.

Istniejący do dziś dworzec kolejowy Wrocław Główny z polską tablicą. Fot. S. Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Istniejący do dziś dworzec kolejowy Wrocław Główny z polską tablicą. Fot. Stanisław Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Marek Hłasko przyjechał do Wrocławia z Białegostoku, wraz z matką i Kazimierzem Gryczkiewiczem, w styczniu 1946 roku. Zamieszkali w pięciopokojowym mieszkaniu przy Clausewitzstrasse 25 m. 5 (obecnie Haukego-Bosaka), które zostało zajęte przez wieloosobową rodzinę Hłasków. Zatroszczyli się nawet o służbę, przyjmując Niemkę, frau Joannę. Poza tym akcentem w zapiskach Hłaski nie pojawiają się przemyślenia dotyczące wysiedleń Niemców. W marcu 1946 roku Kazimierz Gryczkiewicz otrzymał służbowe mieszkanie we wspomnianym domu przy Borelowskiego, które zostało przejęte w doskonałym stanie, zaraz po opuszczeniu go przez poprzednich lokatorów. Rodzina Hłasków przyjmuje wszystko ze spokojem, a kiedy po drugiej stronie ulicy niemiecka rodzina przymusowo opuszcza kolejny dom, Maria Hłasko zabezpiecza go dla rodziny Czyżewskich (swojej siostry z mężem i synem, przyszłym biografem pisarza, Andrzejem), którzy sprowadzają się wkrótce, zawiadomieni telegraficznie.

Fragment Starego Miasta we Wrocławiu. W głębi z prawej kościół św. Marii Magdaleny. Fot. S. Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Fragment Starego Miasta we Wrocławiu. W głębi z prawej kościół św. Marii Magdaleny. Fot. Stanisław Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Rozpoczyna się kilkuletni wrocławski okres w życiu rodziny Marka. Jedenastoletni chłopak idzie do Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej przy ulicy Rafała Krajewskiego 1. Uczy się nie najlepiej, ale na początku wakacji zapisuje się – z nudów czy też pod wpływem kuzyna lub kolegów – do drużyny harcerskiej. Na przełomie lipca i sierpnia jedzie na obóz zorganizowany w Obornikach Śląskich, z którego zadowolony jest tylko częściowo. W swoim dzienniku pod datą 22 sierpnia notuje:

Obóz był w Obornikach i wcale mi się nie podobał. Cóż to jest za obóz w parku? Obóz powinien być w lesie, z daleka od ludzi i miast. Bo to wszystko jest lipa. Chciałbym jeszcze kiedyś pojechać na obóz, ale obóz zastępu. Czy z 70 chłopcami można urządzić coś porządnego? A w 6–7 to zawsze. Zresztą my mamy takiego zastępowego, że aż trudno chyba o lepszego. Nazywa się Zbigniew Tyszko. Ma lat 15 i stopień Ćwika. To jest chyba 1-szy zastęp w życiu, gdzie czułem się dobrze. Zastępowy bardzo równy chłopak, do wszystkich odnosi się po przyjacielsku. Już trzy lata w harcerstwie.

Zauważyć można dobrą orientację Hłaski w kwestiach harcerskich – ma wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać prawdziwy obóz harcerski, a także pragnie – co być może charakterystyczne dla chłopca w jego wieku – spędzać czas w niewielkiej grupie rówieśniczej (amerykański socjolog Charles Horton Cooley nazywał taką grupę grupą pierwotną ze względu na jej właściwości formujące, co rzeczywiście skauting i harcerstwo wykorzystały). Niezwykle interesująca wydaje się postać zastępowego Hłaski (śródrocznego, na obozie był nim kto inny), Zbigniewa Tyszki – „już trzy lata w harcerstwie”. Urodzony w 1931 roku Zbigniew Tyszko wstąpił do harcerstwa we wrześniu 1943 roku, był członkiem Szarych Szeregach i jako goniec Harcerskiej Poczty Polowej uczestniczył w powstaniu warszawskim. Po wojnie przez trzy lata przebywał we Wrocławiu, gdzie został wysłany jego ojciec, inżynier zajmujący się elektryfikacją kolei. W klasie maturalnej wrócił do Warszawy i jako inżynier również zajmował się koleją. W Warszawie 1. Wrocławska Drużyna Harcerska przypomniała o sobie, kiedy Tyszko został wezwany do pałacu Mostowskich. O swoich powstańczych i harcerskich losach opowiedział w wywiadzie udzielonym Muzeum Powstania Warszawskiego w 2010 roku. Zbigniew Tyszko zmarł w 2014 roku.

Widok na Ostrów Tumski i zniszczony most Lessinga. Fot. S. Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Widok na Ostrów Tumski i zniszczony most Lessinga. Fot. Stanisław Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Drużyna, do której należał Hłasko, działała nie przy jego szkole, ale przy gimnazjum i liceum nr 1 przy ulicy Księcia Józefa Poniatowskiego 9, co zdaniem Andrzeja Czyżewskiego było przyczyną spóźnień i nieobecności na zbiórkach. Ostatecznie Hłasko został relegowany z drużyny pod koniec 1947 roku. Dokumentacja szkolna wskazuje jednak, że realną przyczyną wyrzucenia Hłaski z harcerstwa były niesubordynacja i nieprzestrzeganie prawa harcerskiego w punkcie dotyczącym używek. Dla energicznego chłopca, który lubił nie tylko czytać, ale również działać, matka stale szukała jakiegoś zajęcia. Właściwą okazją okazał się Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, odbywający się w auli Politechniki Wrocławskiej w dniach 25–28 sierpnia 1948 roku. Pomógł niecieszący się w rodzinie dobrą opinią Stefan Łoś, ówczesny prezes Wrocławskiego Oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich. W sposób całkowicie uzasadniony mówiono o tym, że ten przedwojenny autor książek dla dzieci lubuje się w spotkaniach z młodymi chłopcami. Hłasko poznał go przez swojego kolegę Tadeusza Mazura. Przez cztery dni czternastoletni Hłasko pracował jako goniec podczas kongresu, jednocześnie zbierając autografy od wybitnych gości, takich jak Picasso, Dąbrowska czy Iwaszkiewicz. Notes znajduje się w zbiorach wrocławskiego Muzeum Historycznego.

Ukończywszy z trudem siedmioklasową szkołę, Marek Hłasko rozpoczął naukę w liceum administracyjno-handlowym przy ulicy Zygmunta Wróblewskiego (Jerzy Jastrzębski zwraca uwaga na lokalizację tej szkoły, która mieściła się raczej przy ulicy Komuny Paryskiej 36), skąd jednak został wyrzucony po trzech miesiącach. W związku z tym został matka wysłałą go do Legnicy, gdzie zamieszkał w bursie Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Słał stamtąd do matki dramatyczne listy (dotyczące zdrowia, pieniędzy, problemów emocjonalnych) i chociaż ukończył ósmą klasę, czym prędzej wrócił do Wrocławia. Tutaj z pomocą matki znalazł pracę w przedsiębiorstwie Państwowa Żegluga na Odrze – nie wiadomo, co miał tam robić i czy pracę rozpoczął. We wrześniu podjął pracę w Państwowym Liceum Techniczno-Teatralnym w Warszawie, ale już na początku stycznia 1950 roku skapitulował, powracając do Wrocławia. W marcu został zatrudniony jako pomocnik montera we Wrocławskiej Stoczni Rzecznej, gdzie wytrwał do lipca. Jeszcze w czerwcu zdał egzamin na prawo jazdy kategorii IIIa. Pod koniec września złożył podanie o przyjęcie do pracy w Centrali Rybnej, ale jednocześnie pracował w jednym z przedsiębiorstw transportowych jako pomocnik kierowcy (Czyżewski twierdzi, że Hłasko prowadził samodzielnie). Na początku 1951 roku matka Marka, wraz ze swoim drugim mężem – Kazimierzem Gryczkiewiczem, już oficjalnym ojczymem – przeprowadziła się do Warszawy, a sam Hłasko opuścił Wrocław pod koniec 1950 roku, podejmując pracę w Pagedzie w Bystrzycy Kłodzkiej.

Plac Uniwersytecki we Wrocławiu. Z prawej strony widoczne: fontanna Szermierz i gmach Uniwersytetu Wrocławskiego. Fot. S. Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Plac Uniwersytecki we Wrocławiu. Z prawej strony widoczne: fontanna Szermierz i gmach Uniwersytetu Wrocławskiego. Fot. Stanisław Doktorowicz-Hrebnicki, 1945-1947, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Marek Hłasko do Wrocławia powracał jeszcze kilkakrotnie. W kwietniu 1953 roku, kiedy otrzymał trzymiesięczne (a następnie przedłużone) stypendium i mieszkał najpierw u Czyżewskich, potem u Łosia, kolejny raz w czerwcu 1956 roku w ramach wycieczki z Henrykiem Berezą, a następnie w marcu i kwietniu 1957 roku w zwiąku z planem filmowym Ósmego dnia tygodnia, gdzie poznał Sonje Ziemann, swoją przyszłą żonę. We Wrocławiu oficjalnie zakochiwał się w kobietach jakoby trzykrotnie, najpierw w Wandzie (nie tej z opowiadania), której historię – dość niespójną – przedstawiła Barbara Stanisławczyk w książce Miłosne gry Marka Hłaski, następnie w Hannie Kruszewskiej-Kudelskiej, a wreszcie w Sonji. Tym, co jednak zostało po Hłasce pisarzu i dotyczy Wrocławia, są jego zapiski, w których Niemców niemal nie ma. Ale zmieniają się nazwy ulic i dzielnic, pomiędzy 21 lipca a 31 października 1948 roku odbywa się również Wystawa Ziem Odzyskanych, którą Hłasko podsumowuje… pogodnie.

W.Z.O. zakończona. Olbrzymie tereny są jak wymarłe. Nad pustymi pawilonami króluje majestatyczna iglica. Ta sama, na którą właził Niedziałek ze swym kolegą. Pod iglicą zebrało się 12 000 ludzi. Co chwila trzaskały „Leiki” fotoreporterów. Wszyscy patrzyli w górę. I wszyscy byli ciekawi, jak oni załatwiają potrzebę naturalną. Byli już oni na iglicy 36 godz. W tej chwili, gdzie ja siedziałem, podszedł jakiś pan. Wzniósł zdumione oblicze ku niebu i zapytał trochę zmienionym głosem: „Czy tu nie padało czy co. Bo ja jestem proszę pana cały mokry”.

(U nas we Wrocławiu – migawki Wrocławskie)

(MG)